niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział II-Ofiary wojny część III


                Z płonących stosów wznosił się ku niebu gęsty, smolisty dym, kierowany wiatrem w stronę stojących ludzi, którzy przyszli pożegnać swoich bliskich. Każde ciało poległego wojownika zostało starannie przygotowane do ostatniej podróży. Zawinięte w białe prześcieradła płonęły, każde na osobnym stosie, których w sumie było ponad tysiąc. Ułożenie takiej ilości było możliwe tylko dzięki zbiorowej pracy wszystkich mieszkańców Astarothu, a mimo to zajęło prawie dwa dni. Pośrodku szeregu stał stos znacznie większy od pozostałych. 
          Spoczywały na nim zwłoki Finna, który był przez powszechnie kochany i podziwiany. Wszyscy uważali go za dobrego władcę,  pomimo chwilowego zwątpienia spowodowanego głodem. Wiedzieli jednak, że robił on wszystko co mógł by ich uratować. Parę dni wcześniej spalono martwych Orków, nie chciano bowiem by ich popiół pomieszał się z popiołem herosów, którzy zginęli walcząc mężnie z najeźdźcami. Wszystkie trupy złożono w jeden ogromny kopiec, który następnie podpalono. Powstały dym śmierdział tak okropnie, że ludzie zmuszeni byli obwiązać sobie twarze chustami.  
          Ogień palił się przez całe trzy dni. Co prawda obawiano się, że dym ściągnie kłopoty w postaci kolejnej hordy, ale życie w sąsiedztwie rozkładających się bestii nie było lepszym rozwiązaniem. Na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na czarną kurtynę przesłaniającą niebo nad równiną, a jeśli nawet to nie zadał sobie trudu by zbadać jej pochodzenie. Toteż nie niepokojeni przez nikogo Astarothczycy mogli spokojnie wyprawić swoich pobratymców w ostatnią podróż.
         Teraz, gdy oddaliło się od nich widmo głodu oraz niepewność jutra, gdy wynik bitwy był już rozstrzygnięty, przyszedł czas na żałobę. Zarówno kobiety jak i mężczyźni ronili serdeczne łzy, patrząc jak łakome płomienie pożerają wychudzone zwłoki ich przyjaciół i krewnych, niczym pies obgryzający kości. Jednak największy lament podniósł się, gdy przytknięto pochodnię do stosu Finna. 
         Odgłos płaczu dwóch tysięcy ludzi towarzyszył staremu jarlowi do wrót Walhalli, gdzie zapewne spotkał się ze swoim poprzednikiem -Egilem.

Gdy ostatnie języczki ognia liżące kłody drewna zgasły, a świat pogrążył się w mrokach nocy, ludzie rozeszli się do swoich namiotów. 
         W oddalający się tłum wmieszała się wysoka sylwetka dźwigająca na plecach upolowaną łanię. Był to Bjoerg. Potężny wojownik nie mogąc poradzić sobie z ogromem emocji spowodowanych stanem swojego syna i jego niecodziennymi mocami, zaraz po oddaniu go pod opiekę matki, chwycił swój łuk i udał się na polowanie. I choć planował ustrzelić jakąś zwierzynę, nie było ono głównym celem jego wyprawy.
         Chciał pomyśleć. Samotna wędrówka po lesie pozwoliła mu uporządkować myśli, które jak dotąd huczały w jego głowie niczym rój rozdrażnionych szerszeni. Udał się do miejsca odległego o prawie dzień drogi, które mieszkańcy Astarothu traktowali jako święte, a w którym jak głosiła legenda kiedyś pewnemu mężczyźnie ukazał się Odyn. Gdy znalazł się pod drzewem, na którego gałęzi podobno siedział bóg, rzucił się na kolana i zaczął się modlić.
         Prosił każdego kto chciałby go wsłuchać o radę, wskazówkę kierującą jego działania. Zaklinał bogów, by wyjaśnili mu co dzieje się z jego synem. Potem przyszłą pora na wyrzuty. Oskarżał ich o obarczenie niewinnego dziecka tajemniczą mocą, która może go zniszczyć oraz o pojawienie się Orków, pustoszących cały Midgard.         Posunął się nawet do gróźb, obiecując solennie, że rozbije Thorowi czaszkę jego własnym młotem, jeśli nie odpowie na jego wołanie. Jednak czy też bogowie go nie słyszeli, czy też postanowili go ignorować przez wzgląd na bluźnierstwa, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Załamany zwinął się w kłębek wśród potężnych korzeni drzewa i zasnął. 
        Śniły mu się wszystkie te lata, które spędził wraz z rodziną. Śnił mu się jego ojciec, Skraag, który poświęcił własne życie by uratować swoją rodzinę. On nawet przez chwilę nie zwątpiłby w swojego syna. Bjoerg obudził się z twardym postanowieniem. Ivar to jego dziecko, i nic i nikt tego nie zmieni. 
         Żadna przeklęta czy też błogosławiona magia nie sprawi, że odwróci się od niego. Nie wierzył, ze choć przez chwilę rozważał taką opcję. Ivar to urodzony wojownik. Czymkolwiek była owa moc, będzie umiał ją kontrolować, i wykorzysta ją do dobrych celów. Sam go przecież wychował. Słońce właśnie zachodziło, kryją się za linią horyzontu. 
           Czując nagła tęsknotę do syna, Bjoerg podniósł się z ziemi i ruszył w drogę powrotną. Po drodze natrafił na ścieżce na ślady łani. Pamiętając o problemach z żywnością, nie mógł przepuścić takiej okazji. Chciał by Ivar w końcu, zjadł coś porządnego.

Teraz kierował się wśród rzednącego tłumu w stronę jednego z namiotów szpitalnych, gdzie leżał jego syn. 
          Od zakończenia bitwy, i uwolnieniu niebieskiej poświaty, chłopak nie odzyskał przytomności. Pod zamkniętymi powiekami, jego oczy poruszały się od lewej do prawej, jakby przyglądał się czemuś z niezwykłą uwagą. W środku, przy łóżku chorego siedziała Guda. Oczy kobiety były przekrwione od płaczu i niewyspania. Zapewne nie odchodziła od syna, odkąd wyruszył na polowanie. Teraz widząc powrót swojego męża, wstała, podbiegła do niego i rzuciła się mu w ramiona. 
         Nie mając sił na płacz, po prostu wtuliła twarz w pierś Bjoerga, z całych sił obejmując go w pasie, jakby tym uściskiem chciała przekazać ogrom swojego cierpienia. Potężny wojownik schylił głowę i złożył na jej blond włosach czuły pocałunek.

          -Powinnaś iść coś zjeść. Na zewnątrz leży łania, którą upolowałem. Przydałoby ci się też trochę snu.

Kobieta odsunęła się od niego i zadarła wysoko głowę, chcąc spojrzeć mężowi w oczy.

          -A co jeśli się obudzi?

          -Zostanę przy nim. Obiecuję, że gdy tylko otworzy oczy poślę po ciebie abyś mogła go udusić swoim niedźwiedzim uściskiem.

Na wychudzonej twarzy Gudy pojawiło się coś co można by uznać za uśmiech. Było jednak zbyt płochliwe i zbyt szybko zniknęło. Skinęła lekko głową i podeszła do łóżka, na którym leżał Ivar. Skóra chłopaka była woskowa, niemal przeźroczysta, ukazująca każdą żyłę, ścięgno czy mięsień. 
         Od czasu do czasu poruszał niespokojnie rękami lub nogami, jakby śnił jakiś koszmar, który zmuszał go do walki z niewidzialnym wrogiem. Guda odgarnęła z czoła młodzieńca kosmyk długich, brudnych włosów koloru słomy, a następnie złożyła na nim delikatny pocałunek. 
          Wyszeptała coś do ucha syna, jednak zrobiła to tak cicho, że Bjoerg nie był w stanie zrozumieć ani słowa. W końcu jej spojrzenie przeniosło się na męża, jakby chciała się upewnić, że wojownik, którego ręce stworzone są do zabijania, będzie w stanie zaopiekować się chorym. Widząc jednak w oczach Bjoerga rodzicielską miłość, odegnała od siebie podobne myśli i wyszła z namiotu.  
          Ojciec i syn zostali sami w małym pomieszczeniu odgrodzonym od reszty świata tylko skórzanymi ścianami. Mężczyzna podszedł do łóżka, i usiadł na stołku, przy którym wcześniej czuwała Guda. Przez jego głowę przemknęły wspomnienia niedawnych wydarzeń. Ivar klęczący wśród bitewnej zawieruchy. Potworny krzyk wydobywający się z jego ust. 
          Magię, którą władał. Próbował przypomnieć sobie jakiekolwiek wcześniejsze oznaki niecodziennych zdolności syna, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Chłopak był normalnym dzieckiem, które przychodziło z płaczem do matki po tym jak upadło i uwielbiało udawane zapasy z ojcem, w których zawsze było górą. Nikt inny też nie zgłaszał żadnych dziwnych sytuacji z udziałem Ivara. 
           Dlaczego wiec owa moc ujawniła się dopiero teraz? Bjoerg potrząsnął głową, chcąc pozbyć się natrętnych myśli. Teraz najważniejszy był powrót jego syna do zdrowia. Zagadkową poświatą zajmą się kiedy chłopak wydobrzeje. Nagły ruch chorego przykuł jego uwagę. Lewa ręka młodzieńca wystrzeliła do przodu, jakby zasłaniał się przed ciosem. 
         Jego usta poruszyły się, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Oczy Ivara, doskonale widoczne pod zamkniętymi powiekami, poruszały się od lewej do prawej.

-Co widzisz synu?

2 komentarze:

  1. Dlaczego... dlaczego zawsze końcówka jest taka... no... niespodziewana, zaskakująca, wciągająca?! I w takim momencie kończyć, to znęcanie się nad czytelnikiem. ;//
    Pisaj kolejny rozdział, jestem ciekawa co z tym Ivarem, no i czekam na jakąś konkretną akcję z tą mocą. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję!
    Twój blog został nominowany do VBA
    Szczególy tutaj : http://czlowiek-ktory-sie-nie-narodzil.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-vba.html

    ;]

    OdpowiedzUsuń