sobota, 15 lutego 2014

Rozdział IV-Zapłata część V



Eksplozja światła oślepiła na chwilę dwa nacierające na siebie gady, dezorientując je i zmuszając do nagłego skrętu w celu uniknięcia zderzenia, które mogłoby okazać się fatalne w skutkach dla obu stron. Saladyn odbił w prawo, czując jak ocierające o siebie fragmenty potrzaskanych kości ogonowych protestują, wysyłając do jego ogarniętego bitewną gorączka mózgu fale bólu. Nie widział gdzie podział się przeciwnik, a strumienie wściekłości, którymi emanował umysł rywala były tak potężne, że całkowicie uniemożliwiały zlokalizowanie go. 
Jego skołatane zmysły odbierały sprzeczne sygnały, jakby złoty jaszczur znajdował się w wielu miejscach jednocześnie. Nie wiedział, czy powinien to złożyć na karb zmęczenia spowodowanego stoczonymi już tego dnia pojedynkami, czy też furii, przepełniającej jego oponenta, był jednak pewien, że nie może sobie pozwalać na stracenie swojego celu z oczu, gdyż podczas smoczych potyczek, najczęściej równało się to ze śmiercią. Zaczerpnął głębiej ze studni mocy, i sięgnął swoją Aurą daleko w każdym kierunku, pozwalając magicznej energii wyłapywać każdy prąd powietrza, każdą zmianę ciśnień, oraz inne informacje, mogące go ostrzec przed zbliżającym się wrogiem. 
Wchłonięte Źródła zabitych wcześniej bestii, dodatkowo wzmacniały jego i tak potężny zapas czarodziejskich sił, i brązowy olbrzym prawie nie odczuwał ich upływu. Czuł, że gdyby nie rana, którą zadał mu zielony pisklak, z łatwością poradziłby sobie z kolejnym napastnikiem. Nie było jednak czasu na gdybanie, bowiem nagle odnotował silniejsze drgania otaczającego go powietrza dochodzące z lewej strony.

Jego przeciwnik próbował zaatakować go od góry, najwyraźniej licząc na powodzenie tej samej taktyki, którą zastosował jego poprzednik. Jednak w przeciwieństwie do tamtej walki, ta toczyła się na bliski dystans i nie miał tak znaczącej w tej sytuacji przewagi wysokości, ani nie udało się mu zaskoczyć rywala. Przeczuwając kąt natarcia na podstawie bodźców wyłapywanych z otoczenia przez jego Aurę, Saladyn przechylił się w prawo, a następnie złożył skrzydła obracając się wokół własnej osi. 
Jego olbrzymie serce, przepełniło się beztroska radością, kiedy przypomniał sobie swoja młodość i podniebne akrobacje, którymi popisywał się przed samicami. Ten niebezpieczny manewr pozwolił mu szybko opaść kilka metrów niżej i odsunąć się poza zasięg szponów drugiego jaszczura, który przeleciał nad nim z błyskawiczną szybkością, wydając z siebie wściekłe ryki gdy zamiast zagłębić się w ciało przeciwnika, jego pazury nieszkodliwie przecięły powietrze. 
Impet ataku poniósł złotego smoka daleko do przodu, gdyż prędkość jaką osiągnął była zbyt duża by mógł zatrzymać się w miejscu. Pozwoliło to Saladynowi na chwilę namysłu. Furia i bezmyślność z jaką jego rywal toczył pojedynek świadczyły, że miał przed sobą stosunkowo młodego osobnika, który widząc przed sobą okazję do udowodnienia całemu światu swojej potęgi, nie poświęcał czasu na złożone taktyki, licząc raczej na swoją brutalną siłę i grubość łuskowatego pancerza okrywającego ciało. 
W starciu z większością innych gadów, takie zachowanie najprawdopodobniej  przyniosłoby pożądany skutek, jednak jednooki smok, pomimo upływu krwi i połamanych kości, posiadał przewagę doświadczenia i wzrostu. Przejmując inicjatywę, ponownie rozłożył skrzydła i zaszarżował w stronę powoli nawracającego gada, łatwo widocznego na zachmurzonym niebie przez poświatę, którą roztaczał wokół siebie z mocą drugiego słońca.

Widząc zbliżającego się oponenta, złoty jaszczur podwoił swoje wysiłki, chcąc zdążyć stawić mu czoła zanim ten zdoła dosięgnąć go swymi potężnymi szczękami. Jednak rozmiary i wzmagający się wiatr, utrudniały mu te zadanie, zmuszając go do zrobienia szerokiego łuku przed zawróceniem. Saladyn nie potrzebował niczego więcej. Na przekór huraganowym już niemal podmuchom, zmuszając swe rozłożyste skrzydła do głębokich wymachów, zbliżał się bezlitośnie w kierunku swojej ofiary, która nie miała prawa się już mu wymknąć. 
Kierunek, który wybrał przecinał oś lotu jego przeciwnika, który coraz bardziej zbliżał się do spotkania swojego przeznaczenia. Błyszcząca setkami białych sztyletów paszcza otwarła swe przepastne wierzeje, gotowa w każdej chwili zamknąć w swym kruszącym kości i łuski uścisku słabiej chronioną szyję złotego smoka. Saladyn czuł już niemal kolejne fale spływającej do jego żołądka posoki, kiedy silniejszy powiew uderzył go z lewej strony, spychając z obranego kursu. Jego ofiara wykorzystała ten moment by wyślizgnąć się poza śmiertelne niebezpieczeństwo, nie uchroniło jej to jednak od zranienia. 
Z mokrym kłapnięciem szczęki brązowego gada opadły i zatrzasnęły się pośrodku ogona rywala, wywołując tym ryki bólu. Poczuł szarpnięcie, kiedy złoty jaszczur zamachał wściekle skrzydłami i zaczął młócić opętańczo uwiezioną kończyną próbując uwolnić się z pułapki. W odpowiedzi na te starania, Saladyn wzmocnił nacisk paszczy, mimo iż czuł, że niektóre z jego zębów kruszą się w zetknięciu z twardymi kośćmi lewiatana. 
Świeża krew, przesycona do granic możliwości adrenaliną płynącą w żyłach złotego smoka sączyła się do jego gardła, napełniając jego stare ciało uczuciem euforii i barbarzyńskiej radości ze zranienia przeciwnika. Nie przejmował się uszkodzonymi kłami, wiedział, że za kilka dni w miejsce tych startych na proch, wyrosną mu nowe, gotowe do ćwiartowania kolejnych ofiar. O ile oczywiście przeżyje tą walkę. Nie zważając na opór zwiększał siłę napędzającą potężne muskuły kierujące żuchwą i poczuł jak uparta kość zaczyna pękać, rozczepiać się i w końcu ustępuje, rozlatując się na dziesiątki drobnych, ostrych jak brzytwy fragmentów kaleczących wnętrze jego pyska.

 Kierowane impetem zębiska, z łatwością przecięły się przez znajdujące się pod nią mięśnie, przecinając je równo, z precyzją noża dzierżonego przez doświadczonego rzeźnika, oprawiającego kolejną tuszę cielęcą. 
Uwolniony z paszczy prześladowcy, złoty smok wystrzelił do przodu, wydając z siebie bolesne porykiwania. Siła, którą włożył w oswobodzenie się z potężnych szczęk rywala sprawiła, że gdy mu się to udało, zamiast z gracją odlecieć na bezpieczna odległość, przekoziołkował w powietrzu ciągnąc za sobą krwawiący kikut ogona, z którego w każdej sekundzie wylewały się prawdziwe rzeki posoki, rozbryzgujące się na jego złotych łuskach i gasząc wydobywający się z nich blask. 
Jednak walczący o odzyskanie panowania nad własnym ciałem, rzucanym na prawo i lewo przez bezlitosne prądy powietrza, które pochwyciły jego rozłożone skrzydła i bawiły się nim niczym dzieci podające sobie piłkę, ranny jaszczur nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Wykorzystując manewr zastosowany chwilę wcześniej przez swojego rywala wykonał beczkę i na niższej wysokości, gdzie wiatr wiał z mniejszą siłą odzyskał stabilność. 
Rzucając swojemu oponentowi wściekłe spojrzenie seledynowych, pozbawionych źrenic oczu, otworzył szeroko paszczę i wyrzucił z niej kolumnę białych płomieni. Nie skierował ich jednak w stronę przeciwnika, obracając zamiast tego na smukłej szyi olbrzymi łeb w stronę krwawiącego obficie kikuta, i zalewając go potokiem ognia. Powietrze wypełnił swąd przypalanego mięsa i wrzask potwornego bólu, który wydarł się gardzieli złotego smoka. Zasklepiwszy ranę ponownie mógł zająć się walką. 
Przewaga, na początku będąca po stronie młodszego jaszczura nagle się od niego odwróciła. Teraz oba gady nie mogły w pełni korzystać ze swoich ogonów, oba były ranne i straciły sporo krwi. W tym przypadku, o zwycięstwie musiały zadecydować rozmiary i zapas sił, który pozostał obu przeciwnikom, co czyniło wzmocnionego śmiercią dwóch poprzednich rywali brązowego lewiatana faworytem.

Nie należało jednak skazywać złotego na porażkę, gdyż zaciętość jego rodzaju była znana wszystkim smokom, i nieraz zdarzały się przypadki, że zdawałoby się śmiertelnie ranne, wojownicze jaszczury resztkami sił rzucały swych wrogów na kolana. Saladyn odrzucił ciążący mu w pysku ogromny kawałek mięsa, nie chcąc by cokolwiek przeszkadzało mu w nierozstrzygniętej jeszcze walce. 
Płynął powoli w powietrzu, spoglądając czujnie w kierunku przeciwnika, który nagle wystrzelił w górę, prując otaczające go obłoki i znikając mu z oczu, najwyraźniej szykując się do kolejnego ataku z góry. Nie chcąc niepotrzebnie tracić sił na pościg za dużo młodszym gadem, ponownie sięgnął do swojego źródła Aury, sięgając mocą w kierunku, z którego spodziewał się natarcia. Czuł jak jego eteryczne zmysły penetrowały bezkresne przestworza w poszukiwaniu czyhającego na niego rywala, jednak ku jego zaskoczeniu, nie mógł go nigdzie wykryć. 
Uznawszy, że złoty smok zapuścił się wyżej, posłał energię wysoko ponad korony chmur, w kierunku ukrytego za nimi słońca, jednak w dalszym ciągu bez rezultatów. Zaniepokojony tym nagłym zniknięciem, otoczył się magicznymi sensorami, niczym pajęczą siecią, gotową donieść mu o każdym, najdelikatniejszym nawet drgnięciu powietrza. 
Gdy tylko to zrobił, poczuł zbliżający się od dołu olbrzymich rozmiarów kształt, który nie mógł być niczym innym, jak tylko jego zaginionym przeciwnikiem. Był zdecydowanie za blisko i Saladyn nie mógł mu uciec, po raz drugi tego dnia dając się zaskoczyć . Najwidoczniej złoty smok wykorzystał gęste chmury, by pod ich osłoną oddalić się na pewną odległość i następnie zanurkować ku ziemi, licząc, że jego rywal nie będzie spodziewał się ataku od tej strony.

 Jak widać jego plan zadziałał wyśmienicie, za co stary gad robił sobie teraz wyrzuty, próbując oddalić się jak najdalej od miejsca, nad którym się wznosił do tej pory. Z zalegających poniżej obłoków wystrzeliła olbrzymia paszcza celująca w odsłonięty brzuch brązowego lewiatana, jednak cios był zbyt szybki i chybił celu, dosięgając za to prawej tylnej łapy. 
Saladyn poczuł jak przerażająco ostre zęby z łatwością przebijają się przez jego łuski, rozpłatują znajdujące się pod nimi mięśnie i jakby odtwarzając niedawne wydarzenia, w akcie zemsty zaciskają się na grubej kości, zostawiając w niej głębokie rysy, jednak nie naruszając jej w inny sposób. Ból uderzył w jego umysł niczym piorun kulisty, rozpalając pod jedyną powieką czerwone płomienie. 
W jego uszy uderzył przeraźliwy, trwający zdawałoby się całą wieczność ryk, w którym z trudem rozpoznał swój własny, jako że był on potwornie zniekształcony przez cierpienie, które przenikało każdy nerw jego ciała, przypalając go ogniem gorętszym od tego, którym władał. Widząc, że nie będzie w stanie odgryźć trzymanej w żelaznym uścisku kończyny, złoty smok postanowił uszkodzić ją na ile się dało. Złożył skrzydła, pozwalając by jego ciężar pociągnął za sobą zranioną łapę i jej właściciela. 
Oba jaszczury runęły w dół, opadając spiralą kierunku odległych, pokrytych białym piaskiem wybrzeży lazurowego oceanu, o które leniwie rozbijały się spokojne fale przypływu. Z przyprawiającym o mdłości suchym trzaskiem, osłabiona okrutną siłą zaciśniętych szczęk kość złamała się, pozostawiając kończynę wiszącą na szerokim pasie skóry i mięśni, które pod wpływem ciężaru zaczęły powoli pękać, aż w końcu poddały się.

Oszalały z bólu Saladyn mógł jedynie patrzeć, jak trzymając w pysku swoje krwawe trofeum, złoty smok opada coraz niżej i niżej. Z poszarpanej tętnicy tryskały gejzery jasnej posoki, wypłukując z rany białe odłamki kości, i spadały w ślad za łapą, jakby w tęsknocie za tą, którą kiedyś napełniały. 
Promieniujący ze szkarłatnej wyrwy w żywym ciele, ból rozchodził się we wszystkie strony, niemal całkowicie paraliżując pozostałe kończyny swoim płonącym dotykiem. Brązowy gad czuł jak z każdą chwilą jego ciało opuszczają kolejne zapasy Aury, które wypływały wraz z uchodzącą szybko krwią. Jeśli chciał przeżyć tą potyczkę, musiał działać i to szybko, zanim straci zbyt dużo energii. Nie łudził się, że jego przeciwnik nie zdołał wyrównać lotu, był świadomy, że w każdej chwili może spodziewać się kolejnego ataku. 
Z wysiłkiem zamachnął się skrzydłami, nie mógł bowiem zająć się raną bez wcześniejszego ustabilizowania swojej pozycji w powietrzu. Na szczęście szczepione ciała obu jaszczurów, nie zdołały nabrać zbyt dużej prędkości i mimo osłabienia, nie sprawiło mu to większych trudności. Gdy wisiał już w miarę pewnie w jednym miejscu, rzucił okiem na miejsce, z którego jeszcze niedawno wyrastała jego łapa. 
Teraz ziała tam ogromna, poszarpana dziura, która już na zawsze będzie mu przypominać o tym dniu. Jednak by dożyć kolejnego świtu, i by móc w przyszłości wspominać tą walkę, musiał powstrzymać krwawienie. Najgorsze w tym co zamierzał zrobić było to, że nie mógł zagryźć zębów. Wiedząc, że zwlekanie tylko go osłabi, z furią sięgnął do swojej Aury i pozwolił jej przejąć kontrolę. 
Pojawiło się znajome mrowienie, i ciepło budujące się w przełyku, kiedy powstające w żołądku smoka gazy zapłonęły w kontakcie z magiczną energią i zaczęły piąć się ku szerokiemu otworowi paszczy. Napiął mięśnie brzucha, naciskając na zalegające w wnętrznościach łatwopalne opary i skierował strugę ognia w kierunku czerwonego krateru.

Ponownie jego nozdrza połechtał zapach przypalanego mięsa, jednak tym razem była to woń przyprawiająca go o mdłości, pochodziła bowiem z jego własnego ciała. Nowe strumienie bólu uderzyły w jego umysł, niczym fale bijące poniżej w piaszczyste brzegi, jednak kontrolująca go Aura trzymała je na dystans. Gdy poczuł, że wystarczy, zamknął przepływ mocy, i wydobywające się z pyska płomienie natychmiast zgasły, odsłaniając poczerniałe, zwęglone mięśnie. 
Resztę załatwić będą musiały zdolności regeneracyjne smoka. Bez opiekuńczego przewodnictwa czarodziejskiej energii ból odezwał się ze zdwojoną siłą, niemal obezwładniając całkowicie oślepionego cierpieniem smoka.
 Zapomniał o niebezpieczeństwie, które w każdej chwili mogło po raz kolejny zacisnąć na nim swoje potężne kły lub uderzyć w niego ostrymi szponami, zapomniał o trzymanym nadal, pomimo walki i odniesionych ran Obdarzonym…Jedyne czego w tym momencie chciał, to poddać się, złożyć błoniaste skrzydła i runąć w objęcia morskiej topieli, raz na zawsze uwalniając się od trawiącej go męki. Z radością przywitałby miękki mrok niebytu, w którym zaznałby zasłużonego tysiącleciami życia, odpoczynku. Mrok. 
To jedno słowo otrzeźwiło jednookiego gada, przywracając mu władzę nad zmysłami, i pozwoliło na odepchnięcie wszechogarniającego bólu na dalsze obrzeża świadomości. Był strażnikiem tej krainy, co czyniło go odpowiedzialnym za jej los. Nie mógł tak po prostu odejść, zostawiając Midgard na łasce Mrocznego, wiedział bowiem, że nikt inny nie będzie w stanie go powstrzymać. Musiał żyć. Otworzył pysk i wyrzucił z siebie ryk, ogłaszający całemu światu, że nigdzie się nie wybiera, i będzie tu tak długo, jak będzie to konieczne by uwolnić te ziemie od prześladującej je Ciemności.

 Jakby wywabiony czającym się w tym dźwięku wyzwaniem, złoty smok ponownie pojawił się w polu widzenia, tym razem z przodu. Jego paszcza pokryta była ciemną posoką, jaskrawo kontrastującą ze jasnym blaskiem łusek. Sunął bezgłośnie w kierunku swojego przeciwnika, niczym ciśnięta ręką Thora błyskawica, gotowa zetrzeć na proch wszystko co stanie na jej drodze. 
Jednak jeśli on był gromem, Saladyn był ucieleśnieniem ognia, zamkniętym w ciele z krwi i kości, jednak nadal śmiertelnie niebezpiecznym dla każdego kto ośmieliłby się zbliżyć. Jego gorejąca nienawiścią źrenica świdrowała nadlatującego rywala, jakby samym spojrzeniem mógł strącić go i roztrzaskać o powierzchnię ziemi. Nie przerywając ryku, podtrzymywanego powietrzem wypychanym z potężnych płuc, ruszył na spotkanie swojej ofiary, której losy były już przypieczętowane. 
Młodszy gad znów chciał spróbować zdezorientować oponenta ściana płomieni, jednak spodziewając się tak żałosnego wybiegu, Saladyn w ostatniej chwili wzniósł się w górę, przepuszczając przeciwnika pod brzuchem. Mając przewagę wysokości, złożył skrzydła i przechylił do przodu, opadając na swoją zwierzynę z gracją o wiele mniejszego drapieżnika. 
Złoty jaszczur próbował mu uciec odbijając w prawo, jednak jednookiemu lewiatanowi wystarczyła drobna korekta lotu, by ponownie znaleźć się nad jego grzbietem. 
W ostatnim akcie desperacji, młodszy smok wykonał błyskawiczny przewrót wokół własnej osi i leciał teraz głową w dół, wyciągnąwszy wszystkie cztery pazurzaste łapy w stronę odsłoniętego brzucha rywala. Zakrzywione szpony przeraźliwym skrzypieniem uderzyły w pokrywające ciało Saladyna łuski, zdzierając sporą część z nich i zsyłając deszcz brązowych płytek wielkości ludzkiego dziecka na leżącą w dole polanę.
 Niektóre zdołały zaryć się głębiej, zostawiając płytkie, choć bolesne rany.

 Mając już dość tego nużącego pojedynku stary jaszczur przechylił się w lewo, unikając kolejnych ciosów uzbrojonych łap sięgających do jego podbrzusza i znalazł się tuż przy szyi przeciwnika.
 Była ona niemal tak gruba jak jego własna, jednak zwężała się dość znacznie przy łbie gada, tworząc w ten sposób doskonałe miejsce do ataku. Czując zbliżające się zwycięstwo zacisnął kły na złotych łuskach, które ustąpiły zadziwiająco lekko i stosując taktykę, której użył jego przeciwnik pozbawiając go łapy, złożył skrzydła pozwalając swojej masie dokończyć egzekucji za niego. 
Z dźwiękiem przypominającym trzask łamiącego się potężnego drzewa, kręgosłup bestii poddał się bezlitosnej sile ciążenia. Rozluźnił zaciśnięte szczęki i wypuścił martwego smoka, patrząc z satysfakcją jak spada, aż w końcu uderza w zbitą ławę drzew, nabijając się wyciągnięte wysoko w górę czubki i osuwa powoli, zostawiając za sobą krwawe smugi na pokrytej żywicą korze. Może jednak nie był jeszcze aż tak stary jak mu się wdawało. 
Wiedząc, że musi jak najszybciej znaleźć dobre miejsce do lądowania, ruszył z powrotem na wschód, czując na ciele pieszczotliwy dotyk ciepłych promieni słońca, przebijających się przez rozganiane podmuchami wiatru obłoki. 
Potężne wymachy skrzydeł poniosły go naprzód, zostawiając na jego ścieżce krwawe krople wypływające z licznych ran. Obdarzony delikatnie poruszył się w pewnym uścisku olbrzymiej łapy.

3 komentarze:

  1. Też bym chciała, żeby zęby po kilku dniach odrastaly. A podświadomie czekalam, że po załatwieniu złotego pojawi się następny przeciwnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałem, naprawdę chciałem zeby był następny, no ale to już by było przegiecie :)

      Usuń
  2. Och ach och, akapity są <3 xD ale nie jestem przyzwyczajona do braku jakichkolwiek dialogów, bo się gubię ;-; Jednak i tak dało się czytać, przeczytałam i jest całkiem całkiem :D Naprawdę mi się podoba ^^

    Ach no i przyszłam poinformować o nowej notce u mnie:
    http://cursed-psychopath.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń