sobota, 1 marca 2014

Rozdział IV-Zapłata część VI

Ivar powoli zaczął odzyskiwać przytomność. Jego umysł nadal spowity był lepkim zamroczeniem, które uniemożliwiało mu skoncentrowanie się, ale uczucie to powoli mijało, pozwalając mu coraz lepiej orientować się w otoczeniu. W pierwszej chwili po podniesieniu powiek ogarnęła  go panika spowodowana ciemnością w której się znalazł. Jego myśli błyskawicznie pomknęły ku wspomnieniom owych dni, podczas których leżał bez czucia, odzyskując siły po bitwie z Orkami, zawieszony w dziwacznej pustce pomiędzy światem żywych i umarłych. 
Czy możliwe, że znowu znalazł siew tym samym miejscu? Brakowało jednak osobliwego uczucia unoszenia się w nicości, poza własnym ciałem. Leżał plecami na jakiejś twardej powierzchni, o wiele za ciepłej jak na skałę. Dodatkowo był świadom kołysania, które kojarzyło mu się z odległymi czasami, kiedy to wraz z ojcem wypłynął na środek jeziora w małej, drewnianej łódeczce. 
Pamiętał, że wówczas jego żołądek zdawał się niechętnie opuszczać stały ląd, zamieniając coś co miało być miłą wycieczką, w istne męczarnie. Również teraz czuł jak ostatnio zjedzony posiłek zaczyna torować sobie drogę na zewnątrz, najwyraźniej tak samo ciekawy jak on sam, miejsca, w którym się znajdował.
Palący ból przeszywający wnętrza dłoni i kolana chłopaka, dostarczył mu niezbitych dowodów na to, że wciąż żył. Przypomniał sobie z trudem ostatnie wydarzenia, i ulga, którą odczuł ulotniła się równie nagle jak się pojawiła. Przed jego oczami przemknęła wizja wielkiej, żółtej paszczy rozdziawionej w ogłuszającym ryku, i gotowej wypuścić na niego strumienie magicznego ognia. 
Pamiętał, że w ostatnim momencie zamknął oczy, a później…Jedyne co udało mu się wydobyć z otumanionego jeszcze umysłu, to brązowy smok, spadający z nieba i walczący ze swoim pobratymcem. Co było dalej? Wyglądało na to, że jego mózg doszedł do wniosku iż będzie dla niego lepiej, jeśli nie będzie pamiętał o następnych wydarzeniach. Uczucie bezsilności i niepewności było nie do zniesienia. Próbował przeniknąć wzrokiem otaczający go mrok, jednak nigdzie nie było nawet najmniejszego promyka słońca, mogącego rozświetlić dziwne miejsce, w którym się znajdował. Nagle uderzyła go przerażająca myśl. 
Może owa tajemnicza ciemność nie była spowodowana brakiem światła. Może problem leżał w jego oczach? Przestraszony perspektywą swojej twarzy spowitej wirem rozszalałych płomieni wydobywających się z paszczy bestii, wypalających jego skórę i źrenice, sięgnął drżącą dłonią w kierunku głowy, bojąc sie tego, co może tam zastać. 
Ku swej ogromnej uldze, nie wyczuł żadnych oparzeń ani ran, nawet żadnej skorupy krwi. Nieco uspokojony przypomniał sobie o swoim niedawno odkrytym darze, który byłby w tej chwili nad wyraz pomocny.
 Próbował się skupić, aby zaczerpnąć z ogniska mocy, którego obecność wyczuwał w swojej piersi, jednak czy był to skutek otępienia spowodowanego utratą przytomności, czy też osłabienia, pomimo wysiłków, nie był w stanie rozpalić nawet najmniejszego płomyczka. Zrezygnowany porzucił nadzieję na skorzystanie z pomocy Aury. 
Musiał się zadowolić naturalnymi zmysłami, które towarzyszyły mu od dzieciństwa, i których zasady funkcjonowania były dla niego jasne jak słońce. Podniósł się ostrożnie z nieznanego podłoża, badając przy okazji stan swoich kości i obmacując dłońmi najbliższe otoczenie, chcąc się upewnić, że nie natknie się na żadne pułapki. Zaczął pełznąć na czworaka przed siebie, gdy nagle do jego uszu dotarł głośny ryk, który sprawił, że skóra na plecach chłopaka zaczęła mrowić, jakby od ukąszeń jakichś niewidzialnych owadów. Nie mogło być mowy o pomyłce-zew bez wątpienia wydobywał się z gardła smoka. 
Był znacznie potężniejszy i głębszy niż ten, który wydawał żółty gad, który zamierzał zamienić go w kupkę popiołu wśród zgliszcz obozu ludzi. Młodzieniec zamarł na chwilę, wytężając słuch. Gdy pełen nienawiści krzyk ucichł, dobiegł go inny dźwięk, brzmiący jak łopocące na wietrze prześcieradło, z tą różnicą, że aby wydawać taki odgłos, musiałoby ono być ono rozmiarów połowy wioski.
Kolejna fala kołysania. Niespodziewanie Ivar poczuł silny wstrząs i podłoże usunęło się spod jego kolan i dłoni, zupełnie jakby nagle otworzyła się pod nim zapadnia. Jednak zamiast spaść w dół, jego ciało pozostało w miejscu, aby po chwili uderzyło coś, co jak domyślił się chłopak, musiało być sufitem ciemnego pomieszczenia. Siła ciosu była tak duża, że młodzieniec musiał walczyć o utrzymanie przytomności, czując jak wszechogarniający mrok szykuje się do przejęcia kontroli nad jego umysłem. 
Rozpaczliwie spróbował złapać oddech, jednak ku jego przerażeniu nie był w stanie tego zrobić. Jego płuca niechętnie wypełniały się małymi haustami powietrza, jakby w tej dziwnej komnacie było go bardzo mało. Nie zdążył jeszcze w pełni pojąć znaczenia tego faktu, gdy jego ciało poddało się sile ciążenia, i ruszyło na spotkanie podłoża, ponownie powodując pojawienie się przed jego oczami tańczących iskierek bólu. Tym razem nie miał już siły walczyć, i niemal z radością poddał się miękkiemu dotykowi nieświadomości, zapominając o sytuacji, w której sie znajdował.
Ocuciły go krople ciepłego, letniego deszczu spadające gęsto na jego twarz i spłukujące oblepiającą go pajęczynę krwawych zacieków, których początek brał się z szerokiego rozcięcia tuż powyżej linii włosów. Czuł tępy, pulsujący ból emanujący z rany, oraz dziesiątków sińców, które pokrywały jego ciało. Z trudem, walcząc o każdy milimetr, uchylił powoli powieki, by rozejrzeć się po okolicy. Słońce skrywało się za ciężkimi, szarymi chmurami, przetykanymi od czasu do czasu jaśniejącą błyskawicą, po której do uszu chłopaka dochodziły odległe dźwięki gromu. 
To był dobry znak. Powiadano, że pioruny były oznaką przychylności samego Thora, a wojownicy, którzy widywali je przed bitwą, cieszyli się błogosławieństwem boga. Ivar zawsze uznawał tego rodzaju opowieści za bajki dla dzieci. Jeśli żołnierz przed walką widzi świetlne znaki na niebie, po drugiej stronie, w szeregach wrogów, ujrzy je również jego przyszły przeciwnik, który także pomyśli, że to właśnie jego wybrało bóstwo. 
Jednak w tej chwili dodawały mu one otuchy, przypominały o ojcu, który zawsze gdy jako małe dziecko przybiegał do niego z płaczem podczas nawałnic, powtarzał mu, że burze to dar z Asgarthu, który nawadniał pola, pozwalając uprawom na wydawanie plonów. Gdy podrósł, zaczął lubić zapach powietrza towarzyszący gwałtownym ulewom i wrażenie świeżości, które po nich występowało. 
Uśmiechnął się do swoich myśli i otworzył szeroko usta, pozwalając by strumienie deszczówki zwilżyły jego wyschnięty język, przynosząc mu natychmiastową ulgę. Woda mile chłodziła rozpaloną ranę głowie chłopaka, oczyszczała ją z zaschniętej krwi, i mieszając się z nią, spływała różowymi strumyczkami po policzkach.
Wtedy właśnie usłyszał głęboki pomruk, który natychmiast przypomniał mu o niebezpieczeństwie, w którym się znajdował. Gwałtownie obrócił twarz w kierunku, z którego dochodził dźwięk i natychmiast pożałował swojej popędliwości. Poobijane mięśnie nie były gotowe na taki ruch, i zaprotestowały wysyłając do jego umysłu szpilki bólu, który na moment oślepił młodzieńca. 
Walcząc z mdłościami spowodowanymi cierpieniem, zaczął uspokajać oddech, starając się odzyskać panowanie nad swoim ciałem. Gdy mu się to udało, ostrożnie przekręcił głowę, zerkając niepewnie przez gęstą już zasłonę deszczu w lewo, skąd dochodziły odgłosy krzątaniny jakiegoś ogromnego stworzenia. Nie miał wątpliwości, czym ono było. Olbrzymi, brązowy smok, leżał pośrodku sporej leśnej polany jakieś sto stóp od niego. 
Jaszczur był zwrócony do Ivara tyłem, chłopak miał wiec nadzieję, że bestia nie zauważyła jeszcze jego przebudzenia. Zaczął rozglądać się po okolicy, zastanawiając się którędy najlepiej wydostać się poza zasięg potężnych kłów. Znajdował się na szczycie jakiegoś płaskiego kamienia, pokrytego siatką pęknięć wypełnionych zielonym mchem. 
Wszędzie dookoła polany rosła ściana wysokich, poskręcanych dziwacznie drzew, które poprzez strugi zacinających kropel deszczu wyglądały jak mityczne trolle, korzystające z chwilowej detronizacji słońca, i czekające na odpowiedni moment, by pożreć swoja ofiarę. Porośnięta miejscami krótką, ostrą jak trzcina trawą ziemia, poprzetykana łachami piasku i skupiskami drobnych kamieni ziemia, znajdowała się jakieś dwanaście stóp pod chłopakiem.
Stwierdził, że z łatwością będzie w stanie zejść na dół, tym bardziej, że skała była pokruszona, i widział w niej wiele miejsc mogących służyć za podparcie dla nóg i rąk. Uważając by niepotrzebnym hałasem nie zdradzić swoich zamiarów, młodzieniec powoli zaczął się czołgać w kierunku krawędzi, ze wzrokiem utkwionym w gigantycznego lewiatana. Uderzył go widok jaszczura, a konkretnie to, że nie miał prawej tylnej łapy. 
W jej miejscu ziała sporych rozmiarów osmalona wyrwa, która wyglądała na dostatecznie głęboką by okazać się zabójczą. A jednak bestia żyła i najwyraźniej odczuła poruszenie sie swojego zakładnika, gdyż nagle odwróciła swój smukły łeb i rzuciła chłopakowi spojrzenie przenikliwego złotego oka. Miejsce, gdzie powinno się znajdować drugie, stanowiła bladoczerwona blizna, która wyglądała na zbyt starą, by mogła pochodzić z niedawnej potyczki. Ivar rozpoznał stworzenie, które ocaliło go przed niechybną śmiercią w paszczy złotego gada. 
Jednak ta świadomość wcale nie uspokajała chłopaka. Nadal nie wiedział co brązowy smok zamierza z nim zrobić, i prawdę mówiąc, nie bardzo miał ochotę się tego dowiedzieć. Zniknęła gdzieś cała jego determinacja i pragnienie spotkania własnej zguby, które odczuwał będąc świadkiem śmierci swojej rodziny. Rodzina. Astaroth. Jak mógł o tym zapomnieć? Ponura prawda uderzyła go z siłą obucha.
 Jakby wyczuwając nastrój młodzieńca, niebo przeszyła błyskawica, poprzedzająca ogłuszający grzmot, jak gdyby sami bogowie współczuli mu straty. Odczuwał pewne wrzuty sumienia, że dopiero teraz o nich pomyślał. Ponownie jego serce zalała fala nienawiści, rozpaczy i żądzy zemsty, tworząc mieszankę tak wybuchową, że mało nie rozsadziła ona piersi chłopaka. Jego magiczna esencja zdawała się karmić tymi emocjami, niczym płomień pożerający coraz to większe połacie lasu, niepowstrzymany w swym szale zniszczenia. 
Znów ogarnęło go znajome już uczucie mocy przepełniającej członki, a ból i zmęczenie, które jeszcze przed chwilą czyniły go niemal niezdolnym do ruchu, nagle zniknęły. Skupił cały swój gniew na jedynej żywej istocie, która znajdowała się w polu widzenia. Olbrzymi łeb, wielkością dorównujący skale na której leżał Ivar, zbliżał się powoli w stronę chłopaka. Ślepie gada, przepełnione było mądrością, sięgającą czasów sprzed istnienia ludzkości, a energia, którą wczuwał w jego spojrzeniu sprawiła, że szybko odwrócił wzrok, nie mogąc znieść jego palącego dotyku. 
Poczuł promieniującą od smoka aurę potęgi, niemożliwej do zniesienia dla żadnej żywej istoty, zmuszającej wszystko co się rusza do ukorzenia się przed jej majestatem. Spłynęła na niego fala spokoju, jednak jej źródło nie znajdowało się w jego własnym ciele, lecz pochodziło z umysłu o wiele starszego i mądrzejszego.
 Gad wydał z siebie gardłowy pomruk zatrzymując łeb centymetry przed piersią Ivara. Wydobywający się z szerokich nozdrzy oddech, niemal zdmuchnął go z głazu, a temperatura wyziewu natychmiast wysuszyła przemoczone ubranie chłopaka.
Wzrok jaszczura przesuwał się uważnie wzdłuż ciała człowieka, jakby badając jakieś niecodzienne zjawisko. Najwyraźniej wyniki obserwacji były dla gada zdumiewające, wydał bowiem z siebie prychnięcie, w którym dało się wyczuć…zdziwienie? Młodzieniec uznał, że traci zmysły. 
Głupotą było uznawać, że ten stwór, choćby nie wiadomo jak potężny i przepełniony magią, był czymś więcej niż zwykłym zwierzęciem. Jakże zatem mógłby się czemukolwiek dziwić? Z drugiej jednak strony, słyszał wiele opowieści o jego gatunku, w których olbrzymie jaszczury zawsze były przedstawiane jako istoty myślące, od których ludzie mogliby się wiele nauczyć. Istniała jednak ogromna różnica pomiędzy legendami opowiadanymi przy ognisku, a rzeczywistością. Różnica wpatrywała się właśnie w niego intensywnie swoim pojedynczym okiem, z którego bił niezgłębiony wręcz intelekt. 
Ivar ostrożnie podniósł się na nogi, trzymając obie ręce na widoku, tak by nie sprowokować swoim zachowaniem ataku ze strony bestii. Strach przed spopieleniem i pożarciem nagle zniknął, jakby pomiędzy obiema stronami zawarte zostało jakieś niewypowiedziane porozumienie. Nie spodziewając sie żadnych efektów i czując się przy tym idiotycznie, postąpił kilka kroków na przód, zmuszając drżące nogi do ruchu i starając się wymawiać każde słowo z przesadną starannością, zapytał:
-Nie myśl, że jestem niewdzięczny, uratowałeś mi życie, za co ci dziękuję, jednak chciałbym wiedzieć po co mnie tu przyniosłeś?
Zapadła niezręczna cisza, w której chłopak zastanawiał się, czy nie zrobił jakiegoś głupstwa. A co jeśli to była smoczyca? Nie znał się na biologii tego gatunku, nie wiedział również nic o zwyczajach wielkich jaszczurów, nie mógł zatem przewidzieć, jakie skutki miałaby podobna pomyłka. Nagle z gardzieli lewiatana dobiegł kolejny warkot, a nozdrza młodzieńca wypełnił nieznany zapach, którego nie mógł porównać do niczego co kiedykolwiek czuł. Woń była słodka i ciężka, pozostawiająca na języku metaliczny posmak. Jednak w tajemniczy sposób wzbudzała w nim zaufanie, jakby towarzyszyła mu od najmłodszych lat. 
Brązowy smok cofnął się od skały, wykonując łbem gest, który Ivar z łatwością zrozumiał. Stworzenie chciało by za nim podążył. Ostrożnie, by nie poślizgnąć się na mokrym głazie, opuścił stopy poza krawędź swojego legowiska i wymacał wgłębienia, na których mógł sie oprzeć. Po chwili był już w połowie drogi w dół, przezwyciężając z każdym centymetrem palący ból w potłuczonych mięśniach. 
Wydawało mu się, że każde włókno jego ciała zostało rozciągnięte do granic wytrzymałości w jakiejś maszynie tortur, a następnie zanurzone w płynnym ogniu. Chciał się poddać. Lada chwila mógł spaść i rozbić się o kamienie poniżej. Nagle poczuł na plecach gorący oddech, a potem delikatne muśnięcie twardych łusek, kiedy smok dotknął go pyskiem.
 Z miejsca kontaktu, rozpływała się po jego ciele fala ciepła, wypłukująca z mięśni ból, zasklepiająca rany, i kojąca siniaki. Nowe siły wstąpiły w chłopaka, który ze zdwojonym wysiłkiem kontynuował zejście. Już po chwili stał pewnie na ziemi, jakby dopiero co obudził się po orzeźwiającym śnie. Obrócił się w kierunku jednookiego jaszczura i uśmiechnął się do niego z wdzięcznością.
-Nie wiem czy mnie rozumiesz, ale dziękuję ci raz jeszcze. Nie wydaje mi się, żebyś trudził się z leczeniem kogoś, kto ma ci służyć za przystawkę.
Jeśli do gada dotarło znaczenie jego słów, nie dał po sobie nic poznać. Powtórzył zachęcający gest łbem, i ruszył w kierunku przeciwnego końca polany, na którym majaczyły ruiny jakiejś starożytnej budowli. Deszcz powoli ustawał, a przez zasłonę chmur przebijały się już gdzieniegdzie pierwsze promienie słoneczne, pieszcząc łagodnie skórę chłopaka. 
Na nieboskłonie pojawił się wielobarwny most, symbol nadziei. Młodzieniec ucieszył się na ten widok, biorąc go za znak od bogów, zapewne zesłany mu dzięki wstawiennictwu jego rodziców, zasiadających teraz w Walhalli. Smok również wydawał się uradowany ukazaniem się tęczy, odchylił bowiem głowę i wydał z siebie przeciągły ryk, jakby oddając cześć siłom natury, które stworzyły podobny widok.  Gdy skończył, ponownie skierował się ku szczątkom budynku, utykając dziwacznie za trzech łapach. Chodzenie wyraźnie sprawiało mu trudność, i Ivarowi zrobiło się żal tego majestatycznego stworzenia, skazanego już do końca swoich dni na kalectwo. 
Mimo utraconej kończyny, jaszczur poruszał się tak szybko, że aby go dogonić, chłopak zmuszony był biec niemal sprintem, jednak dzięki mocy udzielonej mu przez lewiatana, nie sprawiało mu to problemów. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że to co wziął za ruiny, było tak naprawdę naturalną formacją skalną, tworzoną przez rozrzucone w nieładzie głazy, dziwnie wyglądające na leśnej polanie. Gad zatrzymał się przed łachą piasku i spoglądał w oczekiwaniu na nadbiegającego młodzieńca.
Gdy ten się zbliżył, stworzenie otworzyło szeroko paszczę i skierowało na ziemię strumień jasnych płomieni, które uderzyły w podłoże i rozlały się po nim niczym powódź. Po chwili, uznawszy, że już wystarczy, bestia wstrzymała przepływ ognia i oceniła efekty swoich poczynań. W miejscu, gdzie żywioł go dotknął, piasek zamienił się w płynną masę, która bulgotała leniwie przez pękające na jej powierzchni bąble.
 Następnie, jaszczur machnął potężnie skrzydłami, podrywając w powietrze kilka kamienie wielkości ludzkiej głowy. Jeden z nich przemknął niebezpiecznie blisko Ivara, zmuszając go do uskoczenia z trajektorii lotu pocisku. Gdy smok skończył, ziemię pokrywała warstwa lekko pofalowanego, mlecznobiałego szkła, odbijającego promienie słoneczne niczym wypolerowana stal. Zafascynowany chłopak podszedł bliżej, ciekaw co skłoniło jego olbrzymiego towarzysza do podobnego zachowania. 
Gdy znalazł się nad brzegiem nieruchomego jeziorka, jaszczur ponownie otworzył paszczę, a z niej wydobył się obłok złocistej mgiełki, który popłynął nieśpiesznie w kierunku powierzchni szkła. Powietrze migotało i skrzyło od przepełniającej je energii magicznej, a nozdrza młodzieńca uderzyła silna woń…”Aury” podpowiedział mu szept w jego głowie. Ten sam szept, który nakazał mu użyć mocy podczas bitwy z Orkami. 
Nie miał pojęcie kim, lub czym był właściciel owego głosu, jednak uczucie, że ma kogoś, kto najwyraźniej się nim opiekuje i udziela mu od czasu do czasu przydatnych wskazówek, dawała mu większe poczucie bezpieczeństwa.
Z rozmyślań wyrwał go zniecierpliwiony pomruk smoka. Ivar pośpiesznie powrócił myślami do rzeczywistości i zaczął wpatrywać się w szkło, w które wniknęła złota poświata. Powierzchnia zaczęła błyszczeć wewnętrznym światłem i migotać. 
Chwilę później zdumionym oczom chłopaka ukazał się zapierający dech w piersiach widok. Na białej przed chwilą tafli, zaczęły formować się obrazy. Z początku były to tylko zamglone, niewyraźne kształty kłębiące się niczym uwięzione pod powierzchnią zamarzniętej rzeki ryby, z czasem jednak zaczynały nabierać ostrości i wyrazistości. Zobaczył czarnego lewiatana, którego ujrzał, gdy ten sprowadzał śmierć na mieszkańców Astarothu. Tym razem, stał on pośrodku gromady innych smoków, najwyraźniej w nieznany młodzieńcowi sposób przemawiając do pozostałych. Na powierzchnię wypłynęły teraz szybko następujące po sobie wizje. 
Wielkie, otwarte przestrzenie wypełnione zwierzyna. Prastare, bezkresne puszcze. Spalone wioski, pełne zwęglonych trupów ludzi. Nagłe zrozumienie spłynęło na Ivara. A więc agresja smoków, która dotykał mieszkańców Midgardu była winą tego jednego stworzenia? Jakby wyczuwając jego myśli, jednooki jaszczur zmienił obraz. Chłopak ujrzał odzianą w spowijający całe ciało płaszcz postać, która ukrywała się w mrokach otaczających czarnego gada, żywiąca się jego nienasyconymi ambicjami, i strachem, który powodował. 
Nie potrzebował dodatkowych wyjaśnień, by zrozumieć kim był ów stwór kryjący się ciemności. Patrząc na niego odczuwał tą samą pierwotna grozę, z którą po raz pierwszy zetknął się podczas duchowej podróży w głąb pałacu czarodziejów. Nie miał wątpliwości, że widzi przed sobą zamaskowanego demona, który sprowadził do jego krainy Orków. Ponownie zawrzała w nim wściekłość, gdy przypomniał sobie swoja przysięgę złożoną Duchom- jego zadaniem było zgładzenie tego pomiotu Chaosu.
-Czy możesz pokazać mi coś, co pomoże mi w walce z tym demonem?
Olbrzymi smok pokręcił przecząco głową, a w jego jedynym oku dało sie dostrzec głęboki smutek, spowodowany bezradnością w obliczu tak potężnego przeciwnika. Zrozpaczony chłopak opuścił głowę, czując jak opuszczają go siły, a w jego serce wkrada się zwątpienie. Skoro nawet taki sprzymierzeniec jakim był brązowy jaszczur, nie mógł mu pomóc w jego misji, jak on sam miał mieć jakiekolwiek szanse na zwycięstwo? Zrezygnowany spojrzał na swojego wybawcę niemal z wyrzutem.
-Dlaczego w ogóle zadawałeś sobie tyle trudu by mnie ocalić, skoro nie możemy pozbyć się tego pomiotu Ciemności? Dlaczego postanowiłeś, że moje życie jest warte więcej niż życia moich rodziców i przyjaciół?
Gad wydał z siebie dziwny pomruk i ponownie tchnął złocista mgiełkę w stronę tafli szkła. Nowe obrazy wypełniły jej powierzchnię. Ivar bez przekonania przeniósł ponownie wzrok na migoczące kształty. Wraz z upływem czasu jego oczy stawały się coraz większe ze zdziwienia, aż w końcu wydał z siebie zduszony okrzyk.

-To ty!


4 komentarze:

  1. Tak długo czekałem na to gdy Ivar w końcu zaznajomi się ze smokiem. I ciekawe co znaczyły te ostatnie słowa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, bardzie ciekawe. Zastanawia mnie jednak, co bedzie jak Ivar zechce z nim " porozmawiać" w innym miejscu. Juz widzę te polacie szkła na szlaku ich znajomosci.
    Wiem, jestem wredna.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neeeeh, ten problem też już rozwiązałem ^^

      Usuń
  3. W końcu zeznajomił się ze smokiem...
    Dlaczego przerywasz w takich momentach?:D
    Na szczęście przede mną jeszcze 2 rozdziały. :>

    OdpowiedzUsuń