środa, 26 marca 2014

Rozdział VI-Grobowiec Sigmunda część II

Zbliżająca się istota nie przypominała niczego co dotąd widział, nie przypominał też sobie by kiedykolwiek słyszał opowieści o czymś podobnym. Głowa stworzenia, osadzona na długiej szyi była gadzia i pokryta łuskami co nadawało mu wyglądu jakiegoś pokracznego, karłowatego smoka, zmuszonego przez swoich większych braci do pilnowania grobowca. 
Jednak porośnięty szorstkim, złotym futrem tors zaprzeczał jakiemukolwiek pokrewieństwu ze skrzydlatymi gadami. Potężne, węźlaste mięśnie drgały pod skórą bestii, a zakończone ptasimi łapami nogi, wściekle drapały marmurową posadzkę. Górne kończyny były grube niczym konary wiekowego dębu, a uzbrojone w ostre, zakrzywione pazury dłonie na przemian zaciskały się i rozkurczały, jakby dusiły jakąś niewidzialną ofiarę. Ivar poczuł nieprzyjemne wrażenie, że stworzenie daje mu tym do zrozumienia co z nim zrobi jeśli go dopadnie.
 Długi, rozdwojony na końcu jęzor, drgał nerwowo pomiędzy ostrymi jak igły zębiskami, badając powietrze przed dziwacznym potworem. Strażnik grobowca pozbawiony był oczu, tam gdzie powinny się znajdować nie było niczego poza łuskowatą, gładką powierzchnią skóry. 
Wydawało się to logiczne dla istoty mieszkającej w nieprzeniknionych ciemnościach podziemi. Nie przeszkadzało mu to jednak w doskonałym orientowaniu się w otoczeniu. Najwyraźniej podobnie jak Ivar, miało wyostrzone pozostałe zmysły, i za ich pomocą wyszukiwało swoje ofiary. Chłopak stał w bezruchu łudząc się przez chwilę, że bestia nie odkryje jego obecności, jeśli się nie poruszy, jednak zdawała się ona doskonale wiedzieć, gdzie znajduje się młodzieniec.
 Ruszyła w jego kierunku, cały czas smakując powietrze w poszukiwaniu śladów zapachowych swojej ofiary. Musiała przebywać w zamknięciu od bardzo dawna, i z pewnością odczuwała ogromny głód, który w końcu zamierzała zaspokoić.  Widząc, że jego taktyka zawodzi, Ivar postanowił działać. Wzmocnił uścisk na rękojeści Huggtand’a i rzucił się w bok.
 Gadzia istota natychmiast zwróciła ślepe oblicze w kierunku źródła dźwięku i z błyskawiczną szybkością runęła w tamtą stronę. Śmiercionośne pazury przecięły powietrze, celując w klatkę piersiową chłopaka. Młodzieniec widząc zbliżające się zagrożenie, nadstawił miecz, licząc, że ostrość klingi i siła uderzenia zrobią swoje i uda się obciąć szponiastą łapę. Jednak stworzenie pomimo ślepoty, musiało wyczuć jego intencje, gdyż zmieniło kierunek ciosu.
Ogromna pięść przeleciała zaledwie centymetry nad hełmem chłopaka. Spodziewał się usłyszeć wściekły ryk, lub jakiś inny dźwięk wydobywający się z szeroko otwartej paszczy, jednak bestia wydawała się być również niema, walcząc w całkowitej ciszy przerwanej jedynie chrobotem pazurów po marmurowej posadzce. Ivar uskoczył w bok chcąc zyskać nieco na czasie, by mógł wymyślić jakiś plan pokonania przeciwnika. 
Jego wzrok padł na fragmenty zawalonej ściany. Podbiegł do zawaliska i chwycił wolną dłonią jeden z potrzaskanych kawałków kamienia. Wziął szeroki zamach i na próbę rzucił przed siebie, uważnie przyglądając się reakcji istoty.
Widząc, że ta kieruje łuskowaty łeb w kierunku, w którym upadł pocisk, podniósł kolejny odłamek i cisnął go w najbardziej oddalony kąt komnaty, mając nadzieję, że gadzina da się nabrać i podąży w tamtą stronę, odsłaniając pokryte złocistą sierścią plecy i wystawiając je na cios Huggtand’a. 
Jednak ponownie czekał go zawód. Owszem, stworzenie zwróciło paszczę ku nagłemu hałasowi, jednak nie ruszyło się z miejsca, jakby wiedząc, że to tylko marna próba podstępu. Otworzyło szeroko pysk, jakby wyśmiewając żałosne próby chłopaka, i odbiło się od ziemi na umięśnionych nogach. 
Wzbiło się niemal pod sufit komnaty, który znajdował się jakieś piętnaście stóp nad nimi i zaczęło opadać w kierunku młodzieńca. Wiedząc, że pozostanie w miejscu oznacza śmierć, Ivar rzucił się do przodu, chcąc umknąć przed straszliwymi pazurami.
Jednak w ostatniej chwili rozmyślił się i zatrzymał. Zamiast uciekać przed siebie, odsunął się nieco w bok, tak, że znalazł się poza zasięgiem szponów, jednak dość blisko by samemu zadać cios. Gdy gadzia istota znajdowała się już jakiś metr nad ziemią, chłopak ciął potężnie z góry. 
Poczuł jak ostrze zagłębia się lekko w twarde ciało potwora, odcinając jedną z jego ptasich nóg. Wciąż nie wydając z siebie żadnych dźwięków, tajemniczy strażnik grobowca opadł na marmurową posadzkę, brocząc jej nieskazitelną biel plamami swojej brunatnej krwi. Odcięta kończyna upadła obok niego z ohydnym, mokrym plaskiem.
 Bestia próbowała się jeszcze podnieść, jednak śliska od wciąż powiększającej się kałuży posoki podłoga nie pozwalała jej na to. Ivar błyskawicznie doskoczył do rannego stwora i płynnym ruchem zanurzył ostrze Huggtand’a aż po rękojeść w klatce piersiowej gadziny.
 Pomimo zdawałoby się śmiertelnego ciosu, potwór nadal się poruszał. Wyglądało na to, że jego anatomia różniła się od wszelkich znanych młodzieńcowi zwierząt. Cóż, jest pewne uderzenie, które uśmierca wszystko co żyje. Wyciągnął ociekającą brunatną krwią klingę i szerokim cięciem pozbawił strażnika głowy. Pokryty łuskami, pozbawiony oczy łeb uderzył z głuchym stukiem o kamienną podłogę.
 Kolejne krople krwi nakarmiły wiecznie głodne ostrze Huggtand’a. Ivar poczuł moc promieniującą ze starożytnego miecza, który cieszył się, że ponownie mógł zostać użyty w bitwie. Chłopak po cichu obiecał, że w nadchodzącej wojnie, nie zabraknie mu ofiar. Klinga zalśniła w zadowoleniu.
Wrócił do centralnej komnaty zostawiając za sobą ciepłe jeszcze ścierwo niewidomego strażnika. Czuł w dłoni przyjemny chłód rękojeści Huggtand’a, i nie mógł się powstrzymać od bezustannego wywijania niebezpieczną bronią. 
Pomimo wrażenia masywności i sporego ciężaru, oręż był lekki jak wierzbowa witka, i z radosnym świstem przecinał gardła wyimaginowanych wrogów. Ivar miał nadzieję, że zanim przyjdzie mu opuścić grobowiec, spotka jeszcze kilka stworów, które mógłby nakarmić ciemnogranatowym metalem. 
Coś w głębinach jego umysłu podpowiadało mu, że nie powinien czerpać nadmiernej przyjemności z zadawania śmierci, jednak zagłuszał ten głos, usprawiedliwiając się tym, że istota, którą zabił, była stworzonym z magii potworem, niemającym prawa istnienia.
Było to na tyle skuteczna perswazja, że już po chwili zapomniał o swoich rozterkach, i ruszył pewnym krokiem, kierując się w stronę środkowego korytarza. Natknął się na kolejną barierę, tworzoną przez nieprzenikalną, niewidzialną ścianę energii. Jej jedynym śladem był delikatny blask otaczającego ją powietrza, oraz brzęczenie z tyłu głowy chłopaka. 
Nie spodziewając się trudności, spróbował rozbić przeszkodę, tak jak to zrobił z poprzednimi. Jakież było jego zdziwienie, gdy jedynym efektem jego działań było chwilowe pojaśnienie tajemniczej poświaty i nic więcej. Żadnego brzęku rozpadającej się zapory, żadnego cofnięcia się nieprzenikalnej strefy.
 Uderzył w nią ponownie, tym razem wkładając w cios dużo więcej siły, zarówno fizycznej jak i magicznej, lecz ponownie, bez rezultatu. Sfrustrowany wyprowadzał kolejne uderzenia, czując narastającą furię i zniechęcenie. Nie mógł uwierzyć, że teraz, gdy był już niemal u celu, coś tak banalnego jak niewidzialna ściana, zahamowało jego wysiłki.
Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Nie miał pewności czy się powiedzie, nie wiedział nawet czy to co chce zrobić jest możliwe, jednak nie szkodziło spróbować. Zaczerpnął głęboko ze swojej Aury i skierował strumień magicznej esencji do dzierżącej rękojeść miecza dłoni. 
W miejscu zetknięcia się chłodnego metalu ze skórą, utworzył eteryczne mosty, po których w klingę powoli wsączała się płynna moc. Czuł jak zaczynają opuszczać go siły, którymi na pożegnanie obdarzył go Saladyn, jednak zielonkawy błysk, który otoczył ostrze broni utwierdzał go w słuszności podjętej decyzji. 
Nie wiedział jak długo powinien utrzymywać przepływ Aury, bał się, że jeśli będzie to robił zbyt długo, straci przytomność, lub nie będzie w stanie walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Poświata wokół Huggtand’a jaśniała coraz bardziej, i bardziej, aż w końcu osiągnęła swoje apogeum i zgasła. 
Chłopak poczuł, że magiczna energia przestaje opuszczać jego ciało, i uznał, że miecz osiągnął maksymalne nasycenie mocą. Jednak zanim zdecydował się na kontynuację marszu, musiał chwilę odpocząć.
 Przycupnął na skraju płytkiego basenu, i przez chwilę wpatrywał się w milczeniu w jego mętną, znieruchomiałą toń. Jego umysł pracował powoli, zupełnie jakby pływał w jakiejś gęstej cieczy, lub został omotany lepką pajęczyną. Mięśnie były zdrętwiałe i ociężałe jak po długotrwałym wysiłku, a pulsujący pod czaszką ból sprawiał, że wzrok młodzieńca stawał się zamglony i nieostry, 
Nawet wzmocnione magicznie zmysły nie radziły sobie ze zmęczeniem, które go opanowało. Powieki zaczęły mu opadać, i wkrótce osunął się na marmurową posadzkę zmorzony głębokim snem człowieka do cna wycieńczonego. Ciszę grobowca przerwało donośne chrapanie.
Ocknął się po sam nie wiedział jak długim czasie i pierwsze co odczuł, to ciążące na nim czyjeś obce, zimne spojrzenie. Spróbował błyskawicznie się podnieść, jednak odrętwiałe członki nie chciały słuchać poleceń mózgu. Nogi miał jak z waty, a ręce ciężkie jak odlane z ołowiu. Głowa potwornie go bolała, nie tylko od zużytej magicznej energii, ale także od spania w nieforemnym hełmie, który podczas snu, uwierał go niemiłosiernie. 
Ivar czuł, że na twarzy ma kilka skaleczeń, a na czole długą krechę, odciśniętą przez krawędź wizury. Najwyraźniej podbitka nie była w aż tak dobrym stanie jak mu się wydawało na początku. Jęknął głośno i powoli, podpierając się rękami, podniósł swoje obolałe ciało do pionu. Rozejrzał się dookoła, jednak nigdzie nie widział właściciela spojrzenia, które na sobie czuł.
 Instynktownie złapał rękojeść Huggtand’a, czując się o wiele pewniej z mieczem w dłoni. Dopiero teraz zorientował się jak głupio postąpił zasypiając nie odłożywszy wcześniej miecza.
 Mógł się dotkliwie pokaleczyć, a biorąc pod uwagę ostrość broni, nawet zabić. Kolejne dreszcze dołączyły do tych wywołanych przez tajemnicze oczy, które wyczuwał na karku. Kropelki potu wystąpiły na czoło chłopaka, i młodzieniec zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno nie dostał gorączki od szalonej podróży na grzbiecie smoka. 
Być może te uderzenia gorąca, i niczym nieuzasadniony strach, spowodowane są przez jego otumaniony chorobą umysł. Jednak cienki strumyczek krwi, który spływał mu po policzku z malutkiego rozcięcia, wydawał się aż nazbyt realny. Ivar zaczął obracać się powoli wokół własnej osi, próbując ustalić kto, i skąd się mu przygląda. 
Odkrył wtedy z przerażeniem, że jego wzmocnione wcześniej zmysły, pracują teraz o wiele słabiej, i dostrzeganie poszczególnych elementów w ciemności, sprawia mu dużo większe problemy.
Nie był kompletnie ślepy, jednak gdyby przyszło mu w tej chwili stoczyć kolejną walkę, nie miał by szans, na wyjście z niej zwycięsko. Również jego słuch i węch zdawały się jakieś przytłumione, jakby odbierały bodźce spod wody. Docierały do niego jakieś niewyraźne, szumiące odgłosy, lecz nie potrafił określić ich źródła ani natury. 
Jedyne co odczuwał z całkowitą pewnością, każdym włóknem swojego ciała, to skierowane na siebie spojrzenie. Napawało go ono strachem, którego nie zaznał nawet wtedy, kiedy stanął oko w oko z żółtym smokiem na równinach Astarothu. Zupełnie jakby właściciel tych oczu, wwiercał się w duszę chłopaka i odkrywał jego najgłębiej skrywane lęki, i bawił się wyolbrzymiając je ponad wszelkie wyobrażenie. 
Być może była to tylko kolejna pułapka, zastawiona przez jaszczury na zuchwałych złodziei, jednak Ivar przeczuwał, że jest to tylko jego pobożne życzenie. Coś podpowiadało mu, że za osobliwym wrażeniem stoi jakaś obca inteligencja, która właśnie w tej chwili bada samo serce jego jestestwa, poddając go jakiemuś mistycznemu testowi. Walcząc z przerażeniem, zaczerpnął głęboko powietrza.
-Ni..Nie jestem złodziejem! P-przysięgam, że gdy tylko uda się mi pokonać czarnego smoka wrócę tu, i wszystko odłożę na miejsce! Proszę…Po prostu pozwól mi iść dalej!
Jego głos był drżący i piskliwy, co dodatkowo podkopywało i tak już upodloną odwagę chłopaka.
        Jakaś cząstka umysłu młodzieńca, ta, która należała do wyrostka, cieszącego się z możliwości udziału w pierwszej bitwie z Orkami, buntowała się przeciwko błaganiu milczącej istoty o litość. Domagała się walki i przelewu krwi. Ivar wiedział, że jeśli dopuści tą część siebie do głosu, zginie, a jego śmierć będzie oznaczać zagładę całej ludzkości.
 Dlatego też stłumił swoje dawne odruchy i skłonił w pokorze głowę. Pomagało mu w tym znacznie przerażenie, które odczuwał pod czujnym spojrzeniem mieszkańca grobowca. Nie miał najmniejszej ochoty na rozgniewanie tajemniczego strażnika. Narastające napięcie przeciągało umykające sekundy tak, że wydawały się całymi godzinami, a dalej jedynym dźwiękiem, który odpowiedział chłopakowi była cisza. 
Nie miał pojęcia co powinien zrobić. Czy zignorować ogarniający go lęk, i po prostu spróbować przebić się przez magiczną barierę strzegącą kolejnego korytarza? A może powinien czekać na jakiś znak od milczącego towarzysza? Nagła myśl uderzyła do jego głowy. Gdyby owa tajemnicza istota chciała go zabić, zrobiłaby to już dawno temu, kiedy jeszcze leżał pogrążony we śnie. Chyba, że zaplanowała dla niego jakieś wyjątkowe okropności i chciała by był przytomny, gdy będzie go torturować.
 To również wydawało się możliwe, zwłaszcza, że przedłużająca się niepewność sama w sobie była męką ponad miarę. Zrozpaczony postanowił p[ostawić wszystko na jedną kartę i sięgnąć do swojego ogniska Aury, mając nadzieję, że magiczne zmysły pomogą mu zidentyfikować strażnika. Gdy tylko spróbował połączyć się ze swoją mocą, ostrze Huggtand’a pojaśniało ponownie ową zielonkawą poświatą, i rzuciło nieco światła na owalną pieczarę. 
Nadal jednak nie mógł dostrzec żadnej postaci, żadnego cienia, który mógłby sugerować obecność czegoś z krwi i kości, z czym mógłby chociażby spróbować podjąć walkę. Cisza. Milczenie było tak bardzo przenikliwe, że zaczęło dzwonić w uszach Ivara, coraz bardziej i bardziej natarczywie. Gdy przeraźliwy dźwięk osiągnął apogeum, chłopak nie wytrzymał, i nie bacząc na niebezpieczeństwo wypuścił z ręki miecz, i zakrył wolnymi dłońmi uszy. Jednak brzęk nie dochodził z jaskini.
Wydawał się rozbrzmiewać bezpośrednio w mózgu młodzieńca, niemal naruszając jego bębenki. Poczuł jak z nosa zaczynają mu cieknąć dwa strumyczki ciepłej i lepkiej krwi. Po chwili podobnie stało się z oczami.
 Szkarłatne łzy skapywały gęsto po brodzie chłopaka i opadały na białą jak śnieg, marmurową posadzkę. Pąki karmazynowych róż pośród zimowej zadymki. Nie wiedział nawet kiedy upadł na kolana, dopiero widok pędzących mu na spotkanie kamiennych płyt uświadomił mu, że się przewraca. Wyciągnął przed siebie dłonie aby złagodzić wstrząs. 
Nagle ogłuszające dzwonienie zniknęło. W jednej chwili tysiące mosiężnych dzwonów rozsadzało obolałą czaszkę chłopaka, a w drugiej zapanowała błoga cisza. Myśli Ivara ponownie otoczyła ciemność wciągająca go w swoje mroczne czeluści niczym ruchome piaski. Próbował z tym walczyć, nie chcąc ponownie stracić przytomności w pobliżu tajemniczej istoty, która okazała się dalece potężniejsza niż przypuszczał. Próbował utrzymać się na powierzchni, jednak przeważająca siła ściągała go coraz głębiej w dół.

Gdy zaczął już tracić nadzieję, świetlista dłoń wciągnęła się ku niemu i mocarnym ruchem wyciągnęła go ponownie na brzeg. Chłopak złapał głęboki oddech, czując jak jego umysł zaczyna się przejaśniać, a obolałe ciało przestaje doskwierać. Zniknął nawet nieprzyjemny podźwięk owego dzwonienia. Podniósł wzrok do góry i ujrzał unoszącą się kilka centymetrów nad powierzchnią mętnej wody basenu, opalizującą na niebiesko sylwetkę zakutą we wspaniałą zbroję. 
W dłoni wysokiej postaci, dumnie prezentowała się rękojeść szerokiego miecza z ziemnego metalu. Ivar rozpoznał w klindze brata bliźniaka tej, która leżała świecąc lekko na zielono na prawo od niego. Huggtand. Kieł. Głowę mężczyzny, bo był to bez wątpienia mężczyzna, zdobił niewprawnie wykonany, bezkształtny hełm garnczkowy, z brzydką, prostokątną wizurą, zza której spoglądały na młodzieńca stalowe oczy. Siła nieugiętego spojrzenia Sigmunda, przykuła Ivara do marmurowej posadzki i sparaliżowała jego ruchy.

2 komentarze:

  1. UPS. A da przynajmniej jakies wskazówki, a moze Ivar oberwie za przywłaszczenie miecza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie da wskazówek, ale też nie będzie zły za naruszenie jego spokoju ^^

      Usuń