Dawno, dawno temu za siedmioma
górami, za siedmioma pagórkami w okolicach Głóbałówki mieszkał sobie Bogusław
Łęcina z wykształcenia domokrążca, zajmujący sie handlem nielegalnymi towarami
oraz jego przyjaciel Wacław, który nie miał nazwiska, albowiem nie znał swojej
matki. Bogusław zajmował sie uprawą rododendronów na swojej plantacji, a Wacław
natomiast uprawiał buraki ćwikłowe w słoikach. Wiodło im się jako tako, nie
opływali w luksusy, ale zawsze mieli na kromkę ze smalcem. Tłuste lata nie
trwały jednak długo. Pewnego dnia Bogusław i Wacław udali się na nocną eskapadę
do miasta stołecznego- Tarnowa. Gdy wrócili następnego dnia, widok który ukazał
sie ich oczom był przerażający. Obaj modlili sie aby był to efekt substancji
zażywanych zeszłego wieczoru.
Obie plantacje poszły z dymem w
wyniku ataku nieznanego pasożyta, który pojawił się ni stąd ni z owąd atakując
zarówno rododendron jak i buraki ćwikłowe. Naczelny ogrodnik dr inżynierii
stosowanej Pelagia Beatowicz pracująca dla obu przyjaciół zidentyfikowała pasożyta
jako Blatella Germanica a po naszemu prusak. Jednak
identyfikacja nie mogła odwrócić nieuniknionego. Obie plantacje nadawały się do
zamknięcia. Podczas sterylizacji ogniem Wacław, którego zarówno ojciec jak i
pradziad byli budowlańcami znalazł w zgliszczach coś co odmieniło ich życie.
Gdy stał pośród płomieni lejąc na prawo i lewo spirytus domowego pędu jego oczy
oczy zostały porażone blaskiem odbitym od lśniącego ostrza kielenki ukrytej
zmyślnie za tapetą. Należała ona do jego dziadka, który porzucił rodzinny
biznes aby oddać się grzesznej pokusie studiowania (został uznany za zakałę
rodziny). Na kielence wyryto łacińską sentencję: "et nunc celeritas
mesh", która była dla niego niejasna gdyż uczęszczał jedynie do
podstawówki, jednakowoż jej nie ukończył. Udał sie ze swym skarbem do Bogusława
aby nad kieliszkiem przedyskutować kwestie związane z przyszłością ich obojga. Postanowił iść w ślady ojca, i
zostać budowlańcem. Bogusław, którego ojciec był nauczycielem pasania baranów
wpadł na pomysł połączenia obu fachów i założenia szkoły budowlanej. Mając
przed oczami wytyczną i z kielnią dziadka w ręce, udali sie do miasta w celu
zakupienia materiałów budowlanych. W podmiejskim szynku spotkali człowieka o
niecodziennym nazwisku i bogatej przeszłości- Tom i Lee Jones'a. Na codzień
zajmował sie finansami, i prowadzeniem dziennika w którym opisywał każde, nawet
najmniejsze wydarzenie. mimo sławy alkoholika nie był nim, gdyż pił tylko w
czyjeś imieniny. Zaczepił on Wacława puszczając mu oczko i zagadując "Dostałem
cynk,że jest świeży tynk! Powiem Wam gdzie go dostaniecie za darmo jeśli
przyjmiecie mnie do Waszej bandy." Wacław, który miał żydowskie
korzenie od razu zgodził sie na transakcje. Gdy furmanka była pełna materiałów
wrócili do domu po drodze zahaczając o monopolowy. Bogusław i Wacław udali sie
na dobrze zasłużony odpoczynek zostawiając materiały pod opieką Toma i Lee
Jones'a. Gdy kończyli ostatnią butelkż zmorzył ich sen. Nie wiedzieli,że Tom i
Lee Jones spał już wóczas jak suseł, gdyż on również nie wylewał za kołnierz. A
gdy cieć śpi, Cyganie harcują. Tabor cygański pod dowództwem Adolfiny von
Letzte tylko czekał na okazje. Pod osłona nocy zrabowali nabyte przez
przyjaciół dobra i oddalił się w strone zachodzącego księżyca.
Tom i Lee Jones zbudziwszy sie
nad ranem zauważył nieobecność materiałów jak również charakterystyczne koleiny
pozostawiane tylko przez powozy ciągnięte przez Cyganki. Z lekką delirka ruszył
ich śladem. Pare godzin później również Wacław i Bogusław wstali, i również
zauważywszy kradzież ruszyli w pościg. Toma i Lee'go Jonsona znaleźli w
najbliższej wsi, gdzie leżał trawiony gorączką. Zanieśli go do miejscowego
znachora Krzysztofa, który okazał sie również wróżem. Wyleczył on Jonesa, ale z
odpowiedzią na pytanie o miejsce pobytu Cyganów nie poszło mu tak łatwo. Barometr
i laseczka ebonitowa, tak pomocne przy leczeniu Toma i Lee'go okazały sie
bezsilne wobec Cygańskiej magii. Na szczęście wróż znał kogoś kto mógł im
pomóc. Był to słynny mędrzec z tajemniczego tybetańskiego zakonu Montepulciano-
Pedro-san. Jednak sprawa z nim nie byłą prosta, albowiem mówił on wyłącznie
zagadkami. Wróż zawezwał swojego szwagra Wiesława, który był furmanem. Miał on
ich zawieźć do Tybetu. Podróż nie trwała długo gdyż Wiesław zawsze sie śpieszył
i był nerwowy. Gdy Bogusław i Wiesław przekroczyli próg zakonu Pedro-san
przywitał ich z otwartymi ramionami i dał im dwie konstruktywne rady: "Rower
jadący po prostej to pojazd napędzany siłą mięśni... Natomiast ten jadący pod
góre napędzany jest siłą woli. Ukąszenia świni bolą, ale rany zadane leszczyną
goją sie dłuzej". W interpretacji pomogła im Tłumaczka zakonna- Dzierżysława.
Narysowała ona tabelkę, w której przeanalizowała poszczególne słowa Pedra, gdyż
jak mówiła w ten sposób mogła mieć wszystko jasno i przejrzyście
przeanalizowane. Z analizy wynikało, iż informacje na temat miejsca w którym
ukryte zostały materiały znajdują sie w starożytnym Cygańskim Manuskrypcie,
który znajdował sie w posiadaniu koczowniczego plemienia Cygan, których tabor
obecnie obozował w pobliżu klasztoru. Odszukać ich było łatwo, ale zdobyć
dokument juz nie tak łacno. Dzierżysława doradziła Bogusławowi aby udał się do
miejscowej oberży, w której mógł zwerbować kogoś kto podejmie się tego
niebezpiecznego zadania. Wśród tłumu różnego rodzaju podejrzanych elementów
szczególnie wyróżniała sie jedna postać. Była to znana w okolicznych kręgach
Elwira Szlaczek. była ona najbardziej wysportowaną łotrzycą po tej stronie
księżyca. Za symboliczną opłatą 100 yenów zgodziła się ona zinfiltrować cygańskie
środowisko i dostarczyć dokument. Pod osłoną nocy zakradła się sie do taboru,
który nie był strzeżony albowiem żadnemu Cyganowi sie nie chciało stać na
warcie. Wśliznęła się do namiotu króla cygańskiego i zaczęła go bezszelestnie
przeszukiwać. Jednak w trakcie tej czynności, potknęła się o walające sie po
podłodze skradzione dobra. Wylądowała twarzą na podłodze, co pozwoliło jej
dostrzec obluzowaną klepkę. Wiedziona instynktem przetrwania, podniosła ja i ujrzała
ukrytą pod nią szkatułkę. Wewnątrz znajdowało się najnowsze wydanie "Królestwa
Jehowy", a pod nim poszukiwany przez nią Cygański Manuskrypt. Elwira,
czym prędzej wydostała sie poza zasięg widzenia cygańskich kryształowych kul i
odniosła dokument do klasztoru Montepulciano. Gdy tylko Dzierżysława zobaczyła
tajemnicze pismo wydała z siebie jęk rozpaczy albowiem litery pochodziły ze
wszystkich alfabetów świata, powoli acz skutecznie wykradane przez całe
pokolenia Cyganów. Na szczęście w klasztorze znajdował się ktoś, kto mógł im
pomóc. Pani archeolog Judyta Gałczyńska (zbieżność nazwiska ze sławetnym poetą
jest zupełnie przypadkowa), która od lat prowadziła badania nad starożytną, i
niezbyt znaną cywilizacją Romską. Po przestudiowaniu przez nią Manuskryptu,
okazało się, że jest to spis wszystkich towarów skradzionych i sprzedanych
przez Cyganów na całym świecie, z opisem towaru i informacją, do kogo trafił.
Materiały budowlane Bogusława i Wacława figurowały w nim, jako skradzione przez
Tabor Adolfiny von Letzte i odsprzedane transylwańskiemu (nie mylić z
transwestytą) hrabiemu Draculi. Po tej informacji, na powodzenie misji
odzyskania skradzionych towarów padł cień niepowodzenia. Jakże mieli pokonać
potężnego wampira? Jednak i tu pomocna okazała się Judyta. W manuskrypcie odnalazła,
bowiem inny przedmiot, potężny Bicz Tysiąca Boleści, który cyganie ukradli w
zamierzchłych czasach poganiaczowi niewolników Kwintusowi Lentulusowi
Batiatusowi, a następnie odsprzedali Yetiemu, a który mógł poskromić straszliwego
hrabiego. Yeti, wbrew plotkom nie był wcale bestia. Był ubogim farmerem,
którego nie było stać na golibrodę, a z powodu nadmiernego owłosienia musiał
zamieszkać w górach. Ruszyli zatem do wioski położonej po drugiej stronie gór
Tam tez spełniła się druga część przepowiedni Pedra-sana. Wacław, który
postanowił oblać rychłe odnalezienie materiałów, znietrzeźwił sie w karczmie i
legł zmożony snem w chlewie, został dotkliwie pokąsany w piszczel przez świnie.
To potężnie osłabiło jego piszczel jednak potwierdzało, że zmierzają w dobrym
kierunku. Droga pod górę nie była łatwa. Jednak po długim marszu zobaczyli w
końcu lepiankę Yetiego. Po wyjaśnieniu sytuacji Yeti zgodził się oddać
przyjaciołom Bat, który służył mu do wypasania Jaków ale pod warunkiem, że
pomogą mu oni w jego pracy. Okazało się, że był on wynalazcą, który próbował
stworzyć pierwszy komputer. Miał jednak trudności z ułożeniem pasjansa na
BIOSIE. Bogusław, który od dziecka miał słabość do hazardu ułożył pasjansa w
parę minut, za co wdzięczny Yeti podarował mu Bat tysiąca Boleści. Odprowadzając
ich do wyjścia rzucił im na odchodnym: "Za tymi drzwiami są Himalaje,
kraina niebezpieczna, zimna i nieprzyjazna człowiekowi. Miejcie sie na baczności
przyjaciele!". Zapytany o powód, dla którego wybrał taką okolicę na
dom odparł: "Za tymi drzwiami.. są Himalaje, a ja.... jestem królem
Himalajów!". Po czym zawrócił zostawiając Bogusława i Wacława, aby
mogli ruszyć do Transylwanii. U podnóża góry czekał na nich Wiesław z furmanką,
na której pochrapywał lekko podpity Tom i Lee Jones. Muły ruszyły z kopyta. W
zadziwiająco krótkim czasie dotarli do Transylwanii. Odnaleźć zamek hrabiego
było łatwo gdyż każdy o nim słyszał. Jednak okazało się,że hrabia jest
sprytniejszy niż im sie wydawało. Przed zamkiem czekał na nich Tajemniczy Żyły,
niegdyś zwykły człowiek, jednak podążając drogą występku i rozpusty naraził sie
na gniew Dobrej Wróżki, która zamieniła go w potwora. Był on sługą Draculi,
który zapewniał mu pożywienie i strzegł jego zamku w dzień, kiedy hrabia spał.
Był on uzbrojony w legendarny Leszczynowy Kijek-broń niepozorną, acz zabójczą.
Nie pomogła próba przekupstwa, gdyż Wacław zaoferował za mało. Naonczas Bogusław
spytał: "Czego pragniesz w zamian za przepuszczenie nas,
przyjacielu?" "Jedyne czego pragnę, to powrócić do ludzkiej
formy, aby móc czynić dobro! Umożliwi mi to jedynie Złota Kamizela, która jest
w posiadaniu Smoka z Jaczna, straszliwej bestii, handlującej na lewo figurkami
ze swoja podobizną i oscypkami. Tak sie składa,że jego jaskinia jest niedaleko,
w tamtym zagajniku. Przynieście mi kamizelę, a przepuszczę Was!". Jednak
na dźwięk słowa "smok" Bogusław zemdlał, a Wacław zemdlał. Widząc to
Tom i Lee Jones, który czuł sie winny zaistniałej sytuacji, łyknął gorzałki i
udał sie na poszukiwanie jaskini bydlęcia. Gdy już ją odnalazł, wszedł do
środka. Tymczasem smok, czując zmieszany zapach oscypka, przetrawionej wódy i
bełta, i nie mogąc go dłużej znieść, jako że był słabej woli- powiesił się. Tom
i Lee Jones nie wierząc swemu szczęściu, przeszukał skrzynię stojącą w kacie
jaskini w poszukiwaniu oscypków, które w tamtych czasach były rarytasem. Jednak
ku swemu rozczarowaniu w skrzyni znalazł jedynie Złotą Kamizelę, którą czym
prędzej, a najprędzej było na piechotę, odniósł Żyłemu. Ten, gdy tylko chwycił
Kamizelę, odmienił sie z powrotem. Mógł też wtedy wyjawić Bogusławowi, że Bicz Tysiąca
Boleści na nic się zda gdyż hrabia w dzieciństwie był na niego szczepiony, po
czym oddalił sie aby cieszyć się życiem. Przygnębieni tą wieścią Wacław i
Bogusław postanowili udać sie z powrotem do klasztoru Pedra-sana po kolejne
wskazówki. Z nadejściem zmroku zatrzymali się przydrożnej zajezdni. Już od
progu usłyszeli czyjś głos "Żresz jak bydle! Cham i prostak jesteś,
nawet się nie zawstydzisz! Za takie zachowanie dostałbyś w moim klasztorze
brzydką ocenę i został wyproszony z sali!". Zaciekawieni poszukali
źródła tego głosu, którym okazał się być niepozornie wyglądający, odziany w
czerń starzec o posiwiałych włosach z papierową korona na głowie. Tom i Lee
Jones rozpoznał w nim człowieka, który odprawiał na nim w przeszłości
egzorcyzmy po jednej z mocniejszych libacji, aby dusza wróciła do jego pijanego
ciała. "To Ojciec Pijo! Najsłynniejszy łowca wampirów i wilkołaków!
Chodźmy z nim porozmawiać, może będzie w stanie nam pomóc!". Przysiedli
się wiec do egzorcysty, i zaproponowali mu coś do jedzenia, jednak ten odmówił gdyż
jak powiedział "był jaroszem". Bogusław mruknął wówczas, że jeden Żyd
w ekipie to i tak za dużo, jednak Tom i Lee Jones uciszył go tajnym chwytem
sumo. Opowiedział Ojcu Pijo o problemie z Draculą, a ten przyznał, że ma coś co
im pomoże. Tym czymś okazała się Magiczna Flet. Był to potężny artefakt, który
miał moc wezwania tajemniczej istoty, która była obdarzona ogromną mocą. Aby ją
wezwać należało zadąć w Flet jednocześnie wypowiadając łacińską sentencję
"Joseph Dixitque ei tibia canentium Epistulae ad Corinthios
«signum remissionis" Amen". Podziękowali duchownemu i czym
prędzej ruszyli z powrotem do zamku Draculi. Gdy weszli do środka przywitał ich
okrutny ziąb panujący w zamku. Przyczyna nie była długo tajemnicą. Wszystkie
okna były pootwierane na oścież, i nie posiadały klamek, tak aby nie można ich
było zamknąć. Co dziwniejsze jedno z nich było w połowie zamurowane. Na środku
Wielkiej Sali, stało podwyższenie, na którym spoczywała trumna, z tajemniczym
numerem 11. Po podniesieniu wieka ukazała sie twarz człowieka w średnim wieku,
z delikatnym wąsikiem i okrągłymi okularami. Wówczas Bogusław zadął w Flet, a
Wacław wypowiedział magiczne słowa. Błysnęło, huknęło i pojawiła i się Dobra
Wróżka. Nie zadawała ona pytań, albowiem była mądra i wiedziała po co została
wezwana. Pstryknęła palcami, podpisała pokwitowanie, i w jej ręku pojawił
się...Leszczynowy Kijek V2. Był przepiękny,jakby zrobiony z dębiny, a bijąca od
niego moc stawiała do pionu nie tylko włosy na głowie.Dotknęła nim czoła
hrabiego, który otworzył oczy i zaczął świecić, co było później inspiracją dla
twórców "Zmierzchu". Jednak ku zdumieniu bohaterów, nie zginął on, a
jedynie zmienił się z powrotem w człowieka. Rozpłakał sie ze szczęścia,i zaraz
wyjawił gdzie ukrył materiały odkupione od cyganów. Trzymał je na hołdzie
górniczej za zamkiem, pilnowanej przez samego Diobła (nie mylić z Diabłem).
Ruszyli więc z nadzieją w sercach ku (jak myśleli) końcowi ich przygody. Jednak
Dioboł nie chciał oddać materiałów za darmo jako, że zbierał na nowego
mercedesa-furmankę, gdyż stary miał już rok. Wacław jako człowiek nie
przebierający w środkach wyciągnął gwóźdź i zagroził,że porysuje karoserie
modelu stojącego przed domem Diobła. A była pięknie wykonana, z sosnowej żywicy
i śluzu ślimaka. Pod taką groźbą Diobłu zrobiły się wielkie oczy i od razu
wskazał im drogę do materiałów. W tym samym czasie tabor cygański pod
dowództwem Adolfiny von Letzte próbował ponownie zawłaszczyć raz już skradzione
dobra. Widząc nadchodzących zza hołdy Diobła, Draculę,Bogusława,Wacława i Dobrą
Wróżkę i Toma i Lee'ego Jonesa Adolfina zaczęła pośpieszać swoich
"ludzi": "Schnelap, schnelap cyganie, musicie hetsen! Oni
zaraz tu Sein! Letzte cygan będzie surowo bestraft! Eine monate von chleben und
woden!". Jednak Dobra Wróżka nie nazywała sie tak dla krotochwili.
Szepnęła zaklęcie i wszyscy taborowicze zamarli w bezruchu. Tylko Adolfina,
która miała największą moc czarodziejska wśród cyganów szeptała coś pod nosem,
a brzmiało to jak "Scheize!". Wacław i Bogusław sprawdzili czy
wszystkie materiały są na miejscu, a gdy okazało się,że tak posłali po
Wiesława, który zaprzągł muły do skradzionych wozów i ruszył przodem z powrotem
do Tarnowa. A sami bohaterowie wracali pieszo, zbierając po drodze wszystkich,
którzy im pomogli i poziomki przy okazji, bo był sezon i za słoiczek, przy
gościńcu można było zgarnąć nawet 2 złote. Gdy zebrali już wszystkich: Toma i
Lee'go Jonesa, Wróżbitę, dr Pelagię Beatowicz, Pedra-sana, tłumaczkę
Dzierżysławę, archeolog Judytę Gałczyńską, Yetiego. Ojca Pijo,Łotrzycę Elwirę
Szlaczek, Żyłego, Draculę, Diobła, Dobrą Wróżkę, a nawet Adolfinę von Letzte
ruszyli w drogę powrotną za Wiesławem. Z pomocą nowych przyjaciół szybko udało
im sie wznieść gmach szkoły. Jednak szybko został on zamknięty przez sanepid, a
następnie przejęty przez inkwizycję aż do roku 1962. Był to bardzo długi okres
czasu i bohaterowie nie mieli nadziei na dożycie do tego momentu. Na szczęście
Wróż Krzysztof znał sposób aby tego dokonać.Poznał on za czasów nauki w
Akademii Nauk Paranormalnych (takich jak fizyka czy chemia) pewną kobietę,
alchemiczkę, która twierdziła, że umie stworzyć napój zapewniający nieśmiertelność.
Nazywała sie ona Żaneta Lantan. Mieszkała na ulicy Żydowskiej, gdzie dzisiaj
mieści się Nudelek. Wróż udał się do niej i poprosił o stworzenie napoju.
Zgodziła się, i nakazała przyjść za tydzień, albowiem tyle czasu eliksir musiał
się warzyć, aby zadziałać. Po tygodniu, Gdy wszyscy zebrali sie w ciasnym
mieszkaniu alchemiczki przemówiła ona do nich: "Oto daj Wam potężny
eliksir, który zapewnia nieśmiertelność. Nazwałam go Karton Wiśniowy Mocny,
gdyż w jego skład wchodzą wiśnie karton." Każdy wypił po wyznaczonej
dawce specyfiku. Tom i Lee Jones Dostał mdłości, albowiem wywar był bezalkoholowy.
Bogusław musiał go powstrzymywać przed zwróceniem go. I tak oto Wszyscy,co do
jednego spokojnie doczekali wyzwolenia szkoły spod władzy Inkwizycji. W roku
1962 roku zabiły dzwony ogłaszające pierwszą lekcję w Zespole Szkół Budowlanych
w Tarnowie. Bogusław został dyrektorem całej placówki. Pomagali mu Dioboł ze
względu na skuteczność metod, i Dobra Wróżka, albowiem łagodziła spory pomiędzy
Diobłem a uczniami. Wacław zadowolił się natomiast prowadzeniem warsztatów szkolnych.
Pozostali skończyli jako nauczyciele. Musieli jednak zmienić nazwiska, aby nikt
nie odkrył, że żyją wiecznie. Dracula posunął sie nawet do tego ze zgolił swój
sławetny i magiczny wąs. Chodzi teraz po szkole i śpiewa pod nosem przebój trubadurów
z czasów jego młodości "A gdybym zgolił wąs" (Odsyłam do odsłuchania
w Internecie). Żyły, nie mogąc zapomnieć o dawnej pracy nadal pozyskuje krew,
jednak teraz do szczytnych celów. Tom i Lee Jones jako ekspert od finansów,
który zawsze umiał zainwestować, tak aby procent był wysoki inwestycja sie
zwracała, po odwyku alkoholowym również został nauczycielem, ale nie zdradzę
którym aby nie nadszarpnąć jego reputacji. Szkoła obfitowała w dostatki, a
nauczyciele obrastali w piórka. Do dziś zostaje ona najlepszą tego typu
placówką na terenie Tarnowa.
P.S. Ta legenda, tak naprawdę nie
jest legendą. Jest to wolna interpretacja, parafraza fragmentu dziennika Toma i
Lee Jonesa, odnalezionego przez nas uczniów podczas remontu szatni koło sali
gimnastycznej. Zobowiązujemy sie jednak do zachowania tajemnicy, za
przysłowiową 6 ze wszystkich przedmiotów dla całej klasy 3 A T4.
Wow. Groch z kapustą, pomieszanie z poplątaniem. Nic dziwnego, że dostaliście dobre stopnie. A mi osobiście najbardziej podobał się Dioboł, taki cwaniaczek, dla którego autko (skąd ja to znam) jest ważniejsze od całego świata wokół niego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo Jego Wysokość Dyrektor był :)
UsuńHehe, podobało mnie się to zaiste ;) A najbardziej mnie rozwaliła przemowa Adolfiny: "Schnelap, schnelap cyganie, musicie hetsen! Oni zaraz tu Sein! Letzte cygan będzie surowo bestraft! Eine monate von chleben und woden!" ;P Jakbym swoją germanistkę z gimbazy słyszała :)
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłowości :)