piątek, 7 lutego 2014

Legenda

Znalazłem właśnie coś, co napisałem jeszcze w roku 2012 na szkolny konkurs z okazji 50-cio lecia istnienia placówki. Można było wybrać pomiędzy dwoma pracami: legendą o powstaniu szkoły, i opowiadaniem jak nasza Światynia Oświaty będzie wyglądać za kolejne pół wieku. Razem z kolegą ustaliliśmy, że napiszemy legendę. Ale nie taką zwykłą, nie nie! My, jako fani radosnej twórczości Git Produkcji, czyli takich hitów jak Sarnie Żniwo, czy Wściekłe Pięści Węża, oraz kultowch już kreskówek z Kapitanem Bombą, musielismy zrobic to we własnym stylu. Tak oto powstał poniższy mit, opisujący jakże chwalebne początki naszej szkoły ^^ Jest dość mało opisów, ponieważ był limit stron (który i tak przekroczyliśmy). Idea była taka, by każdy z bohaterów był odzwierciedleniem uczącego nas grona pedagogicznego. Z dumą informuję, że zajęliśmy pierwsze miejsce, a polonistki były uchachane od ucha do ucha :) Enjoy! P.S. może być, że niektóre mnejszości etniczne mogą się poczuć urażone :D Nie jest to legenda poprawna politycznie ^^


Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma pagórkami w okolicach Głóbałówki mieszkał sobie Bogusław Łęcina z wykształcenia domokrążca, zajmujący sie handlem nielegalnymi towarami oraz jego przyjaciel Wacław, który nie miał nazwiska, albowiem nie znał swojej matki. Bogusław zajmował sie uprawą rododendronów na swojej plantacji, a Wacław natomiast uprawiał buraki ćwikłowe w słoikach. Wiodło im się jako tako, nie opływali w luksusy, ale zawsze mieli na kromkę ze smalcem. Tłuste lata nie trwały jednak długo. Pewnego dnia Bogusław i Wacław udali się na nocną eskapadę do miasta stołecznego- Tarnowa. Gdy wrócili następnego dnia, widok który ukazał sie ich oczom był przerażający. Obaj modlili sie aby był to efekt substancji zażywanych zeszłego wieczoru.

Obie plantacje poszły z dymem w wyniku ataku nieznanego pasożyta, który pojawił się ni stąd ni z owąd atakując zarówno rododendron jak i buraki ćwikłowe. Naczelny ogrodnik dr inżynierii stosowanej Pelagia Beatowicz pracująca dla obu przyjaciół zidentyfikowała pasożyta jako Blatella Germanica a po naszemu prusak. Jednak identyfikacja nie mogła odwrócić nieuniknionego. Obie plantacje nadawały się do zamknięcia. Podczas sterylizacji ogniem Wacław, którego zarówno ojciec jak i pradziad byli budowlańcami znalazł w zgliszczach coś co odmieniło ich życie. Gdy stał pośród płomieni lejąc na prawo i lewo spirytus domowego pędu jego oczy oczy zostały porażone blaskiem odbitym od lśniącego ostrza kielenki ukrytej zmyślnie za tapetą. Należała ona do jego dziadka, który porzucił rodzinny biznes aby oddać się grzesznej pokusie studiowania (został uznany za zakałę rodziny). Na kielence wyryto łacińską sentencję: "et nunc celeritas mesh", która była dla niego niejasna gdyż uczęszczał jedynie do podstawówki, jednakowoż jej nie ukończył. Udał sie ze swym skarbem do Bogusława aby nad kieliszkiem przedyskutować kwestie związane z przyszłością  ich obojga. Postanowił iść w ślady ojca, i zostać budowlańcem. Bogusław, którego ojciec był nauczycielem pasania baranów wpadł na pomysł połączenia obu fachów i założenia szkoły budowlanej. Mając przed oczami wytyczną i z kielnią dziadka w ręce, udali sie do miasta w celu zakupienia materiałów budowlanych. W podmiejskim szynku spotkali człowieka o niecodziennym nazwisku i bogatej przeszłości- Tom i Lee Jones'a. Na codzień zajmował sie finansami, i prowadzeniem dziennika w którym opisywał każde, nawet najmniejsze wydarzenie. mimo sławy alkoholika nie był nim, gdyż pił tylko w czyjeś imieniny. Zaczepił on Wacława puszczając mu oczko i zagadując "Dostałem cynk,że jest świeży tynk! Powiem Wam gdzie go dostaniecie za darmo jeśli przyjmiecie mnie do Waszej bandy." Wacław, który miał żydowskie korzenie od razu zgodził sie na transakcje. Gdy furmanka była pełna materiałów wrócili do domu po drodze zahaczając o monopolowy. Bogusław i Wacław udali sie na dobrze zasłużony odpoczynek zostawiając materiały pod opieką Toma i Lee Jones'a. Gdy kończyli ostatnią butelkż zmorzył ich sen. Nie wiedzieli,że Tom i Lee Jones spał już wóczas jak suseł, gdyż on również nie wylewał za kołnierz. A gdy cieć śpi, Cyganie harcują. Tabor cygański pod dowództwem Adolfiny von Letzte tylko czekał na okazje. Pod osłona nocy zrabowali nabyte przez przyjaciół dobra i oddalił się w strone zachodzącego księżyca.

Tom i Lee Jones zbudziwszy sie nad ranem zauważył nieobecność materiałów jak również charakterystyczne koleiny pozostawiane tylko przez powozy ciągnięte przez Cyganki. Z lekką delirka ruszył ich śladem. Pare godzin później również Wacław i Bogusław wstali, i również zauważywszy kradzież ruszyli w pościg. Toma i Lee'go Jonsona znaleźli w najbliższej wsi, gdzie leżał trawiony gorączką. Zanieśli go do miejscowego znachora Krzysztofa, który okazał sie również wróżem. Wyleczył on Jonesa, ale z odpowiedzią na pytanie o miejsce pobytu Cyganów nie poszło mu tak łatwo. Barometr i laseczka ebonitowa, tak pomocne przy leczeniu Toma i Lee'go okazały sie bezsilne wobec Cygańskiej magii. Na szczęście wróż znał kogoś kto mógł im pomóc. Był to słynny mędrzec z tajemniczego tybetańskiego zakonu Montepulciano- Pedro-san. Jednak sprawa z nim nie byłą prosta, albowiem mówił on wyłącznie zagadkami. Wróż zawezwał swojego szwagra Wiesława, który był furmanem. Miał on ich zawieźć do Tybetu. Podróż nie trwała długo gdyż Wiesław zawsze sie śpieszył i był nerwowy. Gdy Bogusław i Wiesław przekroczyli próg zakonu Pedro-san przywitał ich z otwartymi ramionami i dał im dwie konstruktywne rady: "Rower jadący po prostej to pojazd napędzany siłą mięśni... Natomiast ten jadący pod góre napędzany jest siłą woli. Ukąszenia świni bolą, ale rany zadane leszczyną goją sie dłuzej". W interpretacji pomogła im Tłumaczka zakonna- Dzierżysława. Narysowała ona tabelkę, w której przeanalizowała poszczególne słowa Pedra, gdyż jak mówiła w ten sposób mogła mieć wszystko jasno i przejrzyście przeanalizowane. Z analizy wynikało, iż informacje na temat miejsca w którym ukryte zostały materiały znajdują sie w starożytnym Cygańskim Manuskrypcie, który znajdował sie w posiadaniu koczowniczego plemienia Cygan, których tabor obecnie obozował w pobliżu klasztoru. Odszukać ich było łatwo, ale zdobyć dokument juz nie tak łacno. Dzierżysława doradziła Bogusławowi aby udał się do miejscowej oberży, w której mógł zwerbować kogoś kto podejmie się tego niebezpiecznego zadania. Wśród tłumu różnego rodzaju podejrzanych elementów szczególnie wyróżniała sie jedna postać. Była to znana w okolicznych kręgach Elwira Szlaczek. była ona najbardziej wysportowaną łotrzycą po tej stronie księżyca. Za symboliczną opłatą 100 yenów zgodziła się ona zinfiltrować cygańskie środowisko i dostarczyć dokument. Pod osłoną nocy zakradła się sie do taboru, który nie był strzeżony albowiem żadnemu Cyganowi sie nie chciało stać na warcie. Wśliznęła się do namiotu króla cygańskiego i zaczęła go bezszelestnie przeszukiwać. Jednak w trakcie tej czynności, potknęła się o walające sie po podłodze skradzione dobra. Wylądowała twarzą na podłodze, co pozwoliło jej dostrzec obluzowaną klepkę. Wiedziona instynktem przetrwania, podniosła ja i ujrzała ukrytą pod nią szkatułkę. Wewnątrz znajdowało się najnowsze wydanie "Królestwa Jehowy", a pod nim poszukiwany przez nią Cygański Manuskrypt. Elwira, czym prędzej wydostała sie poza zasięg widzenia cygańskich kryształowych kul i odniosła dokument do klasztoru Montepulciano. Gdy tylko Dzierżysława zobaczyła tajemnicze pismo wydała z siebie jęk rozpaczy albowiem litery pochodziły ze wszystkich alfabetów świata, powoli acz skutecznie wykradane przez całe pokolenia Cyganów. Na szczęście w klasztorze znajdował się ktoś, kto mógł im pomóc. Pani archeolog Judyta Gałczyńska (zbieżność nazwiska ze sławetnym poetą jest zupełnie przypadkowa), która od lat prowadziła badania nad starożytną, i niezbyt znaną cywilizacją Romską. Po przestudiowaniu przez nią Manuskryptu, okazało się, że jest to spis wszystkich towarów skradzionych i sprzedanych przez Cyganów na całym świecie, z opisem towaru i informacją, do kogo trafił. Materiały budowlane Bogusława i Wacława figurowały w nim, jako skradzione przez Tabor Adolfiny von Letzte i odsprzedane transylwańskiemu (nie mylić z transwestytą) hrabiemu Draculi. Po tej informacji, na powodzenie misji odzyskania skradzionych towarów padł cień niepowodzenia. Jakże mieli pokonać potężnego wampira? Jednak i tu pomocna okazała się Judyta. W manuskrypcie odnalazła, bowiem inny przedmiot, potężny Bicz Tysiąca Boleści, który cyganie ukradli w zamierzchłych czasach poganiaczowi niewolników Kwintusowi Lentulusowi Batiatusowi, a następnie odsprzedali Yetiemu, a który mógł poskromić straszliwego hrabiego. Yeti, wbrew plotkom nie był wcale bestia. Był ubogim farmerem, którego nie było stać na golibrodę, a z powodu nadmiernego owłosienia musiał zamieszkać w górach. Ruszyli zatem do wioski położonej po drugiej stronie gór Tam tez spełniła się druga część przepowiedni Pedra-sana. Wacław, który postanowił oblać rychłe odnalezienie materiałów, znietrzeźwił sie w karczmie i legł zmożony snem w chlewie, został dotkliwie pokąsany w piszczel przez świnie. To potężnie osłabiło jego piszczel jednak potwierdzało, że zmierzają w dobrym kierunku. Droga pod górę nie była łatwa. Jednak po długim marszu zobaczyli w końcu lepiankę Yetiego. Po wyjaśnieniu sytuacji Yeti zgodził się oddać przyjaciołom Bat, który służył mu do wypasania Jaków ale pod warunkiem, że pomogą mu oni w jego pracy. Okazało się, że był on wynalazcą, który próbował stworzyć pierwszy komputer. Miał jednak trudności z ułożeniem pasjansa na BIOSIE. Bogusław, który od dziecka miał słabość do hazardu ułożył pasjansa w parę minut, za co wdzięczny Yeti podarował mu Bat tysiąca Boleści. Odprowadzając ich do wyjścia rzucił im na odchodnym: "Za tymi drzwiami są Himalaje, kraina niebezpieczna, zimna i nieprzyjazna człowiekowi. Miejcie sie na baczności przyjaciele!". Zapytany o powód, dla którego wybrał taką okolicę na dom odparł: "Za tymi drzwiami.. są Himalaje, a ja.... jestem królem Himalajów!". Po czym zawrócił zostawiając Bogusława i Wacława, aby mogli ruszyć do Transylwanii. U podnóża góry czekał na nich Wiesław z furmanką, na której pochrapywał lekko podpity Tom i Lee Jones. Muły ruszyły z kopyta. W zadziwiająco krótkim czasie dotarli do Transylwanii. Odnaleźć zamek hrabiego było łatwo gdyż każdy o nim słyszał. Jednak okazało się,że hrabia jest sprytniejszy niż im sie wydawało. Przed zamkiem czekał na nich Tajemniczy Żyły, niegdyś zwykły człowiek, jednak podążając drogą występku i rozpusty naraził sie na gniew Dobrej Wróżki, która zamieniła go w potwora. Był on sługą Draculi, który zapewniał mu pożywienie i strzegł jego zamku w dzień, kiedy hrabia spał. Był on uzbrojony w legendarny Leszczynowy Kijek-broń niepozorną, acz zabójczą. Nie pomogła próba przekupstwa, gdyż Wacław zaoferował za mało. Naonczas Bogusław spytał: "Czego pragniesz w zamian za przepuszczenie nas, przyjacielu?" "Jedyne czego pragnę, to powrócić do ludzkiej formy, aby móc czynić dobro! Umożliwi mi to jedynie Złota Kamizela, która jest w posiadaniu Smoka z Jaczna, straszliwej bestii, handlującej na lewo figurkami ze swoja podobizną i oscypkami. Tak sie składa,że jego jaskinia jest niedaleko, w tamtym zagajniku. Przynieście mi kamizelę, a przepuszczę Was!". Jednak na dźwięk słowa "smok" Bogusław zemdlał, a Wacław zemdlał. Widząc to Tom i Lee Jones, który czuł sie winny zaistniałej sytuacji, łyknął gorzałki i udał sie na poszukiwanie jaskini bydlęcia. Gdy już ją odnalazł, wszedł do środka. Tymczasem smok, czując zmieszany zapach oscypka, przetrawionej wódy i bełta, i nie mogąc go dłużej znieść, jako że był słabej woli- powiesił się. Tom i Lee Jones nie wierząc swemu szczęściu, przeszukał skrzynię stojącą w kacie jaskini w poszukiwaniu oscypków, które w tamtych czasach były rarytasem. Jednak ku swemu rozczarowaniu w skrzyni znalazł jedynie Złotą Kamizelę, którą czym prędzej, a najprędzej było na piechotę, odniósł Żyłemu. Ten, gdy tylko chwycił Kamizelę, odmienił sie z powrotem. Mógł też wtedy wyjawić Bogusławowi, że Bicz Tysiąca Boleści na nic się zda gdyż hrabia w dzieciństwie był na niego szczepiony, po czym oddalił sie aby cieszyć się życiem. Przygnębieni tą wieścią Wacław i Bogusław postanowili udać sie z powrotem do klasztoru Pedra-sana po kolejne wskazówki. Z nadejściem zmroku zatrzymali się przydrożnej zajezdni. Już od progu usłyszeli czyjś głos "Żresz jak bydle! Cham i prostak jesteś, nawet się nie zawstydzisz! Za takie zachowanie dostałbyś w moim klasztorze brzydką ocenę i został wyproszony z sali!". Zaciekawieni poszukali źródła tego głosu, którym okazał się być niepozornie wyglądający, odziany w czerń starzec o posiwiałych włosach z papierową korona na głowie. Tom i Lee Jones rozpoznał w nim człowieka, który odprawiał na nim w przeszłości egzorcyzmy po jednej z mocniejszych libacji, aby dusza wróciła do jego pijanego ciała. "To Ojciec Pijo! Najsłynniejszy łowca wampirów i wilkołaków! Chodźmy z nim porozmawiać, może będzie w stanie nam pomóc!". Przysiedli się wiec do egzorcysty, i zaproponowali mu coś do jedzenia, jednak ten odmówił gdyż jak powiedział "był jaroszem". Bogusław mruknął wówczas, że jeden Żyd w ekipie to i tak za dużo, jednak Tom i Lee Jones uciszył go tajnym chwytem sumo. Opowiedział Ojcu Pijo o problemie z Draculą, a ten przyznał, że ma coś co im pomoże. Tym czymś okazała się Magiczna Flet. Był to potężny artefakt, który miał moc wezwania tajemniczej istoty, która była obdarzona ogromną mocą. Aby ją wezwać należało zadąć w Flet jednocześnie wypowiadając łacińską sentencję "Joseph Dixitque ei tibia canentium Epistulae ad Corinthios «signum remissionis" Amen". Podziękowali duchownemu i czym prędzej ruszyli z powrotem do zamku Draculi. Gdy weszli do środka przywitał ich okrutny ziąb panujący w zamku. Przyczyna nie była długo tajemnicą. Wszystkie okna były pootwierane na oścież, i nie posiadały klamek, tak aby nie można ich było zamknąć. Co dziwniejsze jedno z nich było w połowie zamurowane. Na środku Wielkiej Sali, stało podwyższenie, na którym spoczywała trumna, z tajemniczym numerem 11. Po podniesieniu wieka ukazała sie twarz człowieka w średnim wieku, z delikatnym wąsikiem i okrągłymi okularami. Wówczas Bogusław zadął w Flet, a Wacław wypowiedział magiczne słowa. Błysnęło, huknęło i pojawiła i się Dobra Wróżka. Nie zadawała ona pytań, albowiem była mądra i wiedziała po co została wezwana. Pstryknęła palcami, podpisała pokwitowanie, i w jej ręku pojawił się...Leszczynowy Kijek V2. Był przepiękny,jakby zrobiony z dębiny, a bijąca od niego moc stawiała do pionu nie tylko włosy na głowie.Dotknęła nim czoła hrabiego, który otworzył oczy i zaczął świecić, co było później inspiracją dla twórców "Zmierzchu". Jednak ku zdumieniu bohaterów, nie zginął on, a jedynie zmienił się z powrotem w człowieka. Rozpłakał sie ze szczęścia,i zaraz wyjawił gdzie ukrył materiały odkupione od cyganów. Trzymał je na hołdzie górniczej za zamkiem, pilnowanej przez samego Diobła (nie mylić z Diabłem). Ruszyli więc z nadzieją w sercach ku (jak myśleli) końcowi ich przygody. Jednak Dioboł nie chciał oddać materiałów za darmo jako, że zbierał na nowego mercedesa-furmankę, gdyż stary miał już rok. Wacław jako człowiek nie przebierający w środkach wyciągnął gwóźdź i zagroził,że porysuje karoserie modelu stojącego przed domem Diobła. A była pięknie wykonana, z sosnowej żywicy i śluzu ślimaka. Pod taką groźbą Diobłu zrobiły się wielkie oczy i od razu wskazał im drogę do materiałów. W tym samym czasie tabor cygański pod dowództwem Adolfiny von Letzte próbował ponownie zawłaszczyć raz już skradzione dobra. Widząc nadchodzących zza hołdy Diobła, Draculę,Bogusława,Wacława i Dobrą Wróżkę i Toma i Lee'ego Jonesa Adolfina zaczęła pośpieszać swoich "ludzi": "Schnelap, schnelap cyganie, musicie hetsen! Oni zaraz tu Sein! Letzte cygan będzie surowo bestraft! Eine monate von chleben und woden!". Jednak Dobra Wróżka nie nazywała sie tak dla krotochwili. Szepnęła zaklęcie i wszyscy taborowicze zamarli w bezruchu. Tylko Adolfina, która miała największą moc czarodziejska wśród cyganów szeptała coś pod nosem, a brzmiało to jak "Scheize!". Wacław i Bogusław sprawdzili czy wszystkie materiały są na miejscu, a gdy okazało się,że tak posłali po Wiesława, który zaprzągł muły do skradzionych wozów i ruszył przodem z powrotem do Tarnowa. A sami bohaterowie wracali pieszo, zbierając po drodze wszystkich, którzy im pomogli i poziomki przy okazji, bo był sezon i za słoiczek, przy gościńcu można było zgarnąć nawet 2 złote. Gdy zebrali już wszystkich: Toma i Lee'go Jonesa, Wróżbitę, dr Pelagię Beatowicz, Pedra-sana, tłumaczkę Dzierżysławę, archeolog Judytę Gałczyńską, Yetiego. Ojca Pijo,Łotrzycę Elwirę Szlaczek, Żyłego, Draculę, Diobła, Dobrą Wróżkę, a nawet Adolfinę von Letzte ruszyli w drogę powrotną za Wiesławem. Z pomocą nowych przyjaciół szybko udało im sie wznieść gmach szkoły. Jednak szybko został on zamknięty przez sanepid, a następnie przejęty przez inkwizycję aż do roku 1962. Był to bardzo długi okres czasu i bohaterowie nie mieli nadziei na dożycie do tego momentu. Na szczęście Wróż Krzysztof znał sposób aby tego dokonać.Poznał on za czasów nauki w Akademii Nauk Paranormalnych (takich jak fizyka czy chemia) pewną kobietę, alchemiczkę, która twierdziła, że umie stworzyć napój zapewniający nieśmiertelność. Nazywała sie ona Żaneta Lantan. Mieszkała na ulicy Żydowskiej, gdzie dzisiaj mieści się Nudelek. Wróż udał się do niej i poprosił o stworzenie napoju. Zgodziła się, i nakazała przyjść za tydzień, albowiem tyle czasu eliksir musiał się warzyć, aby zadziałać. Po tygodniu, Gdy wszyscy zebrali sie w ciasnym mieszkaniu alchemiczki przemówiła ona do nich: "Oto daj Wam potężny eliksir, który zapewnia nieśmiertelność. Nazwałam go Karton Wiśniowy Mocny, gdyż w jego skład wchodzą wiśnie karton." Każdy wypił po wyznaczonej dawce specyfiku. Tom i Lee Jones Dostał mdłości, albowiem wywar był bezalkoholowy. Bogusław musiał go powstrzymywać przed zwróceniem go. I tak oto Wszyscy,co do jednego spokojnie doczekali wyzwolenia szkoły spod władzy Inkwizycji. W roku 1962 roku zabiły dzwony ogłaszające pierwszą lekcję w Zespole Szkół Budowlanych w Tarnowie. Bogusław został dyrektorem całej placówki. Pomagali mu Dioboł ze względu na skuteczność metod, i Dobra Wróżka, albowiem łagodziła spory pomiędzy Diobłem a uczniami. Wacław zadowolił się natomiast prowadzeniem warsztatów szkolnych. Pozostali skończyli jako nauczyciele. Musieli jednak zmienić nazwiska, aby nikt nie odkrył, że żyją wiecznie. Dracula posunął sie nawet do tego ze zgolił swój sławetny i magiczny wąs. Chodzi teraz po szkole i śpiewa pod nosem przebój trubadurów z czasów jego młodości "A gdybym zgolił wąs" (Odsyłam do odsłuchania w Internecie). Żyły, nie mogąc zapomnieć o dawnej pracy nadal pozyskuje krew, jednak teraz do szczytnych celów. Tom i Lee Jones jako ekspert od finansów, który zawsze umiał zainwestować, tak aby procent był wysoki inwestycja sie zwracała, po odwyku alkoholowym również został nauczycielem, ale nie zdradzę którym aby nie nadszarpnąć jego reputacji. Szkoła obfitowała w dostatki, a nauczyciele obrastali w piórka. Do dziś zostaje ona najlepszą tego typu placówką na terenie Tarnowa.



P.S. Ta legenda, tak naprawdę nie jest legendą. Jest to wolna interpretacja, parafraza fragmentu dziennika Toma i Lee Jonesa, odnalezionego przez nas uczniów podczas remontu szatni koło sali gimnastycznej. Zobowiązujemy sie jednak do zachowania tajemnicy, za przysłowiową 6 ze wszystkich przedmiotów dla całej klasy 3 A T4.




3 komentarze:

  1. Wow. Groch z kapustą, pomieszanie z poplątaniem. Nic dziwnego, że dostaliście dobre stopnie. A mi osobiście najbardziej podobał się Dioboł, taki cwaniaczek, dla którego autko (skąd ja to znam) jest ważniejsze od całego świata wokół niego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, podobało mnie się to zaiste ;) A najbardziej mnie rozwaliła przemowa Adolfiny: "Schnelap, schnelap cyganie, musicie hetsen! Oni zaraz tu Sein! Letzte cygan będzie surowo bestraft! Eine monate von chleben und woden!" ;P Jakbym swoją germanistkę z gimbazy słyszała :)
    Gratuluję pomysłowości :)

    OdpowiedzUsuń