środa, 14 maja 2014

Isthmus XI



Szereg za szeregiem, kolejne grupki odzianych w typowe dla Eldarów jaskrawe pancerze wojowników wybiegało z ciemności skrywających dalszą część mostka i zajmowało pozycje za poprzewracanymi terminalami i innym sprzętem mogącym stanowić ochronę przed ogniem. Byli wśród nich wyżsi od pozostałych, uzbrojeni w długie, baryłkowate miotacze ognia żołnierze Kasty Płomieni, zakuci w pomarańczowe zbroje, po których pełzały ciemnoczerwone wyładowania elektryczne. Ich przypominające głowy owadów hełmy nadawały im upiornego wyglądu, który działał na przeciwników równie przerażająco jak oręż, który ze sobą nieśli. Obok nich, biegli lżej uzbrojeni, ale za to szybsi i zwinniejsi szermierze, dzierżący w dłoniach smukłe, podwójne ostrza skąpane w fioletowym świetle pól siłowych. Trzynastemu udało się wyłowić spojrzeniem dwie rozmyte postacie, otoczone aurą iskrzącego od mocy psionicznych powietrza, które trzeszczało i wyło potępieńczo za każdym razem, gdy jedna z Eldarskich wiedźm wykrzykiwała rozkazy w niezrozumiałym dla kapitana języku.
Kolejne fale obcych pojawiały się w zasięgu wzroku, niemal całkowicie wypełniając sobą oświetloną część olbrzymiego pomieszczenia. Z mroku za ich plecami, dochodziły odgłosy nadbiegających wciąż posiłków. Zanim oszołomiony nagłym pojawieniem sie przeciwnika Trzynasty, był w stanie wydać komendę do odwrotu, lub choćby ukrycia się, Eldarscy wojownicy oddali pierwszą salwę, która wryła się głęboko w szeregi skazańców, kosząc wszystkich, którzy znaleźli się na jej drodze. Dziwaczne pociski obcych ze świstem przecinały powietrze, uderzały w ciała więźniów wzbudzając głośne okrzyki bólu. Niektóre z nich z brzękiem odbijały się od metalowych ścian, i rykoszetując raziły zarówno ludzi, jak i Eldarów. Jeden z takich właśnie pocisków, uderzywszy wcześniej w podpierający niebotycznie wysokie sklepienie filar, zmienił swoją trajektorię lotu, i pomknął w stronę Trzynastego, który właśnie w tym czasie padał na ziemię szukając schronienia za jakimś przewróconym urządzeniem.
Mężczyzna poczuł potężną falę bólu rozchodzącą się z miejsca, w które uderzył zębaty dysk, i przez chwile znalazł się na skraju utraty przytomności. Przed oczami tańczyły mu całe galaktyki wypełnione gwiazdami, a mostek palił go niczym przypiekany żywym ogniem. Nagle, w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał, wystrzelił długi jęzor białych płomieni, który przetoczył się nad jego kryjówką, i  skąpał w swym jasnym blasku grupkę mniej szczęśliwych skazańców. Przeraźliwe wrzaski płonących ludzi dołączyły do kakofonii szczękającej broni i brzęku pocisków uderzających w metal. Gęsty dym niosący ze sobą obrzydliwy zapach spalonego mięsa zaatakował nozdrza i oczy Trzynastego, zmuszając go do wstrzymania oddechu. Ostrożnie sięgnął dłonią ku swojej piersi, spodziewając się znaleźć tam ziejący otwór zalany krwią, jednak ku swojemu zdumieniu, natrafił na nienaruszone, choć wywołujące fale ogromnego bólu pod najmniejszym dotknięciem ciało.
Starając się nie przysparzać sobie cierpienia, dokładnie obmacał mostek, szukając wyjaśnienia tego nietypowego zjawiska. Podniósł głowę chcąc zobaczyć na własne oczy co go uratowało przed niechybną śmiercią. Z przodu uniformu zauważył niewielką dziurę, przez którą prześwitywał pogięty i poczerniały kawałek metalu, w którym dopiero po dłuższej chwili rozpoznał pokrytą nieznanym mu pismem blaszkę, zabraną trupowi wraz z mundurem. Nie mogąc uwierzycie we własne szczęście, mężczyzna roześmiał się na głos i prawie natychmiast tego pożałował. Może i nie był ranny, ale na pewno porządnie potłuczony. Każdy, nawet najdrobniejszy ruch klatki piersiowej wywoływał u niego fale bólu. Nawet oddychanie sprawiało mu cierpienie, jednak patrząc na żywe pochodnie, w które zamienili się jego podwładni, i tak był wdzięczny Imperatorowi za opiekę. A podobno bycie hieną cmentarną było grzechem przeciwko Jego woli.
Być może kiedyś zapyta o to Inkwizytora, ale żeby móc to zrobić, musiał najpierw wyjść cało z tego burdelu, który zaczynał coraz bardziej wymykać się spod kontroli. Starając się jak najmniej ruszać głową, nie chcąc podrażnić obolałego ciała, szybko ocenił sytuację. Nie mógł widzieć nacierających Eldarów, którzy znajdowali się za jego plecami i w dodatku byli zakryci przez osłonę, jednak z natężenia wstrzałów z ich piekielnych strzelb, mógł wywnioskować, że było ich mnóstwo. Przynajmniej kilka setek. Przeklął w myślach Kestaha, który wysłał ich na tak samobójczą misję. Równie dobrze mógł ich wysłać przez pole minowe, by swoimi ciałami rozbroili drogę dla potężnych Astartes. Nie miał teraz jednak czasu na rozrzewnianie się nad własnym losem. W każdej chwili Eldarzy mogli przypuścić szturm i jednym uderzeniem wybić ich wszystkich. Jedynym co ich przed tym powstrzymywało, było zapewne to, że nie mieli pojęcia o liczebności sił, które ich zaatakowały, i być może spodziewali się obecności Kosmicznych Marines.
Gdyby tylko wiedzieli…Niecała dwusetka więźniów, uzbrojonych w byle jak dobrany ekwipunek, zaprawiona wprawdzie w zabijaniu, jednak nie mogąca się równać pod względem siły ognia z opancerzonymi wojownikami Eldarów. Trzynasty widział swoich podwładnych wystrzeliwujących zza osłon kolejne salwy ze swoich laserów. Jasne wiązki światła przelatywały ponad jego głową i ginęły poza zasięgiem wzroku. Nie mógł ocenić czy powodują one jakiekolwiek obrażenia u obcych, mógł jedynie się modlić, by tak było. Usłyszał chrapliwy głos ostrzegający przed eksplozją, a chwilę później jeden ze skazańców rzucił w stronę nieprzyjaciół granat, który z ogłuszającym hukiem wybuchł pośród zbitej gęstwiny ciał. Tym razem, efekty były widoczne nawet dla wciąż leżącego na ziemi Trzynastego. Fragmenty odzianych w jaskrawe pancerze kończyn upadły u jego stóp, wypływająca z nich posoka szybko zaczęła wsiąkać w jego wojskowe spodnie.
Więźniowie wdali z siebie tryumfalny wrzask, słyszalny nawet poprzez kanonadę, która wypełniała mostek. Chwilę później, został on przerwany przez  piskliwy jazgot, któremu towarzyszyło znaczne obniżenie się temperatury. Poprzez białą mgiełkę oddechu, kapitan zobaczył jak człowiek, który rzucił granat, pada na kolana, a z jego nozdrzy, oczu i uszu wypływają strumyki ciemnej krwi. Całe ciało nieszczęśnika zaczęło się trząść, aż w końcu jego głowa eksplodowała w blasku bladoniebieskich iskier wymieszanych z odłamkami kości i fragmentami tkanek. Trzynasty stwierdził, że czas najwyższy dołączyć się do walki. Ignorując rozsadzający pierś ból, podźwignął się do pozycji kucającej i ostrożnie wychylił zza osłony panelu. Wycelował swój laser w stojącego na widoku obcego w pomarańczowym pancerzu, pociągnął za spust.
Wiązka światła uderzyła w przezroczystą wizurę hełmu, i przeszła na wylot poprzez głowę Eldara. Zadowolony z efektu, mężczyzna zaczął strzelać do kolejnych celów. Od czasu do czasu powracał do kryjówki, by uniknąć chmar kryształowych dysków, lub strumieni płynnego ognia. W międzyczasie rozglądał się za łącznościowcem, który wydawał się rozpłynąć w powietrzu. Musiał jak najszybciej skontaktować się z resztą sił Imperium, wiedział bowiem, że ze swoim skromnym oddziałem, nie będzie w stanie wygrać tej bitwy. Po swojej lewej, widział grupkę skazańców, którzy zajęci byli wymianą ognia z Eldarami. Podnosząc głos, tak, by być słyszanym poprzez zgiełk walki, zawołał do nich:
-Gdzie jest ten cholerny operator VOX?
Mężczyźni wzruszyli beznamiętnie ramionami, bardziej zajęci utrzymywaniem się przy życiu niż martwieniem się o któregokolwiek z towarzyszy, nawet tak ważnego jak łącznościowiec. Kolejny granat wybuchł gdzieś z przodu, tym razem znacznie bliżej niż poprzedni. Fala uderzeniowa niosąca ze sobą odłamki metalu, uderzyła w osłonę, za którą kulił się Trzynasty, robiąc w niej kilka dziur wielkości pięści. Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Kapitan wychylił się po raz kolejny, i wystrzelił całą baterię lasera w jedną z elearskich wiedźm, która pojawiła się w zasięgu wzroku. Być może jeden strzał byłby wystarczający, jednak mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty nadużywać przychylności losu, który najwyraźniej tego dnia wyjątkowo się do niego uśmiechał. Psionik wydał z siebie przedśmiertny jęk, który wyzwolił wiązkę potężnej energii mentalnej, która przedarła się przez szeregi wojowników Kasty Ognia, zabijając kilkunastu z nich na miejscu, i pomknęła dalej w kierunku grupki więźniów,  również ich uśmiercając. Zapach ozonu przezwyciężył nawet smród spalonego mięsa.
Pozostali Eldarzy jednogłośnie jęknęli boleśnie, jakby rozpaczając nad stratą przywódcy, jednak po chwili wznowili swój atak z podwojoną zajadłością. Trzynasty zmieniał właśnie magazynek, kiedy kątem oka dostrzegł po swojej prawej jakiś ruch. Kolorowa zbroja zamigotała jaskrawo w świetle szalejących gdzieniegdzie płomieni. Życie zawdzięczał tylko temu, że Eldar był równie zaskoczony spotkaniem z nim, jak on sam. Lata spędzone na obskurnych ulicach, na których się wychowywał, i wrodzony instynkt przetrwania sprawiły, że to Trzynsaty jako pierwszy otrząsnął się z szoku. Nie mając dość czasu aby załadować nową baterię do swojego pistoletu, mężczyzna błyskawicznym ruchem sięgnął po swoją ulubioną broń, czyli długi, ząbkowany nóż, który zawsze nosił w pochwie przy pasie. Przez chwile zastanawiał się co prawda, czy nie chwycić za wystającą zza ramienia rękojeść miecza łańcuchowego, jednak zaraz odrzucił ten pomysł. Znajdował się w ciasnej przestrzeni pomiędzy dwoma przewróconymi terminalami, i posługiwanie się równie długą bronią byłoby niemożliwe.
Bitewny przypływ adrenaliny pozwolił mu całkowicie zapomnieć o posiniaczonej klatce piersiowej, i skupić się na walce. Eldar, widząc co za chwilę się stanie, próbował wycelować swoją podłużną broń, jednak zrobił to zdecydowanie za wolno. Skazaniec rzucił się całym ciałem na swojego przeciwnika, zbijając go z nóg. Z wyduszającym powietrze z płuc impetem upadli obaj na ziemię, obcy wijąc się pod niemałym ciężarem mężczyzny. Nie tracąc czasu na zabawę, Trzynasty potężnym ciosem zanurzył ostrze swojego rzeźnickiego noża w głowie wojownika. Czubek ostrej niczym brzytwa klingi, która była chlubą i oczkiem w głowie kapitana, z łatwością przebił się przez wykonany z nieznanego metalu hełm kosmity, i przyszpilił jego czaszkę do pokładu statku. Wnętrze pancerza zostało zalane przez ciepłą krew, uchodzącą z dogasającego już ciała. Mężczyzna wyszarpnął ostrze i dokładnie wytarł je o spodnie uniformu. Przed sobą nie widział żadnych przeciwników, postanowił wiec wykorzystać tą chwilę oddechu na odnalezienie radiowca.
Zaczął się wycofywać, idąc tyłem, by nie dać sie zaskoczyć kolejnemu wojownikowi wyskakującemu mu zza pleców. Dotarł do kolejnej osłony, i natychmiast się za nią skulił, unikając jakichś zabłąkanych pocisków. Obok siebie miał dwa trupy z naszywkami Karnego Batalionu, leżące w kałuży stygnącej już krwi, żaden z nich nie był jednak tym, którego szukał. Zawsze czujny i dbający o własne interesy, dokładnie przeszukał ciała, zabierając wszystko, co mogło mu się przydać. W jednej z kieszeni mężczyzny z paskudną blizną biegnącą w poprzek zakrwawionego czoła wyczuł płaski, ciężki przedmiot, który niezmiernie go ucieszył. Granat. Nacisnął przycisk aktywacyjny, i zamaszystym ruchem ręki rzucił go daleko przed siebie, celując w największa gęstwinę wrogów. Potężna eksplozja targnęła pomieszczeniem, a po chwili dołączyły do niej następne. Najwidoczniej wybuchły pojemniki z paliwem do miotaczy ognia. Białe płomienie zaczęły pochłaniać kolejnych i kolejnych Eldarów, jednak pomimo iż kilkudziesięciu z nich upadło twarzą w dół na pokład, ich miejsce zajęli kolejni, którzy wcześniej czekali na swoją kolej w mrokach statku.
Chaos jaki zapanował po tej nowej eksplozji, pozwolił Trzynastemu na bezpieczne wycofanie się za kolejną osłonę, jednak i tym razem, nie natrafił na łącznościowca. Rzucił spojrzenie na lewo, gdzie kuliło się kilku więźniów. Ku jego uldze, na plecach jednego z nich zauważył urządzenie VOX.  Jedyny kłopot był w tym, że aby się do niego dostać, musiałby przebiec przez nieosłonięty fragment, na którym byłby łatwym celem dla każdego eldarskiego wojownika.
-Ty tam! Łącznościowiec! Natychmiast skontaktuj się z Inkwizytorem Kestahem, i przekaż mu raport o naszej sytuac…
Kolejna eldarska wiedźma znalazła się w polu widzenia, i skierowała swój gniew dokładnie w to miejsce, w którym ukrywał się radiooperator. Nagły błysk sprawił, że Trzynasty zmuszony był odwrócić wzrok, a gdy zniknął, jego oczom ukazał się niezbyt przyjemny widok. Cała grupka skazańców zamieniła się w powykręcane zwłoki, wyglądające tak, jakby jakaś tajemnicza siła roztrzaskała je o skały, a potem podrzuciła w to miejsce, w którym leżeli. Szybko rosnąca kałuża czerwieni rozlewała się po nieosłoniętej przestrzeni, jakby kpiąc sobie z kapitana, dając mu do zrozumienia, że będzie musiał zaryzykować życiem, żeby je ocalić. Trzynasty zaklął szpetnie, potem jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu, zupełnie już wyprowadzony z równowagi, zmienił magazynek w swoim laserze, i nadal przeklinając zarówno Kestaha, jak i Eldarów, którzy nie potrafili zdechnąć kiedy przychodziła na nich pora, i zamiast tego zmuszali go do podobnych decyzji, podniósł się na nogi. Puścił się biegiem w kierunku martwego operatora radiowego, oddając w ruchu kilkanaście strzałów na oślep.
 Pociski świszczały mu koło uszu, a jęzory płomieni przypiekały boki munduru, jednak jakimś dziwnym zrządzeniem losu nie wyrządzając mu żadnej krzywdy. Wywrzaskując pod adresem nieprzyjaciół najbardziej jadowite i obrazowe wyzwiska, jakie przychodziły mu do głowy, nie pozostawiając suchej nitki na ich matkach, którym przypisywał niechlubne stosunki z Orkami i ciągle strzelając, dopadł w końcu do osłony, i drżąc na całym ciele od nadmiaru gniewu, wziął kilka głębokich oddechów. Odrzucił na bok dymiący pistolet, i sięgnął po plecak łącznościowca. Troskliwie obejrzał urządzenie, szukając śladów uszkodzeń, jednak ku swojej niezmiernej uldze nie znalazł żadnych. Usłyszał odgłos zbliżających się kroków. Poderwał się, i nie zadając sobie trudu z wyciąganiem noża, korzystając z przepełniającej go wciąż furii, rzucił się na nadchodzącą postać z gołymi pięściami. W przelocie odnotował, że nie postąpił najrozważniej, miał bowiem przed sobą aż dwóch eldarskich wojowników, jednak mało go to w tej chwili obchodziło.
Potężnymi niczym uderzenia młotów ciosami pięści zatłukł pierwszego z nich na śmierć. Jego dłonie spłynęły krwią ze zdartych kłykci, które poraniły się o rozbite fragmenty wizury obcego. Tymczasem drugi kosmita, zaskoczony wściekłością napastnika, wymierzył mu solidne uderzenie w plecy, które posłało go obolałego w powietrze. Trzynasty owładnięty istnym szałem berserkera ze starożytnych opowieści, niemal natychmiast zerwał się na równe nogi, i zanim jego przeciwnik zdążył się zbliżyć, ściągnął z pleców miecz łańcuchowy. Nie mając czasu na uruchomienie mechanizmu, włożył całą swoją siłę w potężny zamach, którym zmiażdżył pancerz Eldara, i posłał go nieprzytomnego na ścianę mostka. Dla pewności, poprawił pchnięciem w głowę, które niemal zerwało ja z ramion obcego. Jednak cios kosmity przesunął go nieco zbyt blisko linii nieprzyjaciół. Widział już kolejnych przeciwników biegnących w jego stronę.
Byli to smukli szermierze, zręcznie wywijający swoją iskrzącą się bronią. Trzynasty wydał z siebie barbarzyński krzyk, coś pomiędzy szczeknięciem polującego ogara, a rykiem szarżującego pavoniańskiego jaszczura. Wdusił przycisk znajdujący się przy rękojeści, i wirujące zęby miecza ożyły. Pierwszy wojownik dobiegł do niego wkrótce potem, przygotowując się do wymierzenia mu szerokiego cięcia swojego przypominającego kosę ostrza. Kapitan nie był nigdy szkolony w szermierce, jednak doświadczenie wojenne podpowiadało mu, że pchnięcie jest szybsze od zamachu. Błyskawicznym ruchem wyrzucił przed siebie zaciśnięte wokół miecza pięści, miażdżąc twarz napastnika ciężką rękojeścią klingi. Jego ciało ciężko upadło na pokład, i wciąż pchane impetem, prześlizgnęło się za plecy mężczyzny zostawiając za sobą ciągnący się ślad posoki. Skazaniec ustawił swoją broń czubkiem w kierunku kolejnego Eldara, który za późno zorientował się w zagrożeniu, i popychany z tyłu przez swoich towarzyszy, nadział się na nią i osunął na kolana.
Wirujący łańcuch posyłał dookoła krople krwi i powyrywane fragmenty ciała. Trzynasty oparł ciężki but o pierś obcego, i mocno pociągnął oswobadzając oręż. W sam raz, by zdążyć uchylić się przed uderzeniem podwójnego ostrza, które z pewnością skróciłoby go o głowę. Zgięty w pół, staranował przeciwnika, który pod wpływem siły ciosu wypuścił z rąk swoją broń. Tańczące po powierzchni metalu iskierki mocy zgasły, jakby zasilał je nie jakiś wbudowany mechanizm, a wola szermierza. Więzień ocenił swoją sytuację. Zbliżało się do niego kolejnych trzech wojowników, a w oddali mógł dostrzec całą ich grupę, gotową dołączyć do swoich braci w razie potrzeby. Na szczęście nie wzięli go za poważne zagrożenie, i nie raczyli ruszyć wszyscy naraz by go zabić. Na razie. Mężczyzna poprzysiągł sobie, że pokaże tym plugastwom, że Imperator nie ocalił go na próżno, i że nawet najbardziej pogardzane z Jego dzieci jest warte więcej niż setka obmierzłych kosmitów. Przygotował się do nadchodzącej walki.
 Wzmocnił uchwyt na ciężkiej rękojeści, od której jego mięśnie zaczynały już palić. Nadal ogarniał go bitewny szał, jednak niósł on za sobą straszliwą cenę, którą przyjdzie mu zapłacić gdy to wszystko się skończy. Oczywiście, jeśli zginie, konsekwencje nie będą już miały żadnego znaczenia. Upewnił się jeszcze, czy plakietka z jego numerem nie została uszkodzona. Wszystko z nią było w porządku. Być może już wkrótce świat dowie się, że nie był jednak bezwartościowym śmieciem, za którego był uważany przez większość swojego życia.
-Ku chwale Imperatora!
Jego głos przebił się przez wycie łańcuchowego miecza wgryzającego się w pancerz najbliższego Eldara. Obcy upadł, kiedy obie jego nogi zamieniły się na wysokości kolan w zbitą masę potrzaskanych kości, tryskającej krwi, i poszarpanego mięsa. Trzynasty z satysfakcją przypominającą tę na twarzy dziecka, które dostaje wymarzony prezent, usłyszał trzask pękającej czaszki, kiedy nadepnął odzianą w oficerskie buty stopą na odsłoniętą głowę wojownika, kończąc jego życie. Kolejny wykorzystał ten moment niepotrzebnego rozproszenia, i ciął głęboko w ramię kapitana. Mężczyzna zaśmiał się tylko upiornie, i wbił klingę pod kątem w ciało przeciwnika, tak, że rana wlotowa znajdowała się poniżej mostka, a wirujący czubek wyłonił się z karku szermierza. Nie odczuwając ani bólu, ani upływu krwi, która dość obficie ciekła z rozcięcia, Trzynasty kopnął w brzuch Eldara, który starał się go zajść od boku. Słabiej opancerzeni wojownicy walczący długimi ostrzami, odziani byli jedynie w swego rodzaju skórzane kamizelki, zapewniające im większą swobodę ruchów, kosztem słabszego pancerza, dlatego też cios wydusił powietrze z płuc obcego, posyłając go na łopatki walczącego o oddech.
Kapitan opuścił miecz, i gładko pozbawił powalonego głowy. Jego towarzysz chciał pomścić śmierć pobratymca, jednak chęć odwetu zaślepiła jego osąd, i biegnąc zbyt szybko, poślizgnął się w kałuży tętniczej krwi wypływającej z bezgłowego korpusu. Skazaniec dodatkowo podciął mu nogi, a gdy ten uderzył o posadzkę, przyszpilił go do niej jednym pchnięciem w serce. Nagle, więzień zorientował się, że zabrakło mu przeciwników. Walka nadal trwała, wciąż słyszał kanonadę wstrzałów i jęki konających i rannych, jednak wokół niego nastała cisza. Otaczały go zaszlachtowane trupy Eldarów, a on sam stał pośród nich niemalże nietknięty, od stóp do głów obryzgany ich ciemną posoką. Widział już poruszenie wśród szeregów nieprzyjaciół, i wiedział, że chwila oddechu nie potrwa długo, Teraz rzucą na niego więcej wojowników, za wszelką cenę starając się go zabić. W jego kierunku pomknęło kilka pocisków, jednak zdążył się w porę schronić za osłoną. W ferworze walki posunął się za daleko do przodu, i oddalił się od zwłok łącznościowca, lecz nie miał teraz jak naprawić swojego błędu.
Nad jego głową świstały kule i tryskały strumienie płomieni, słyszał tupot zbliżających się nieprzyjaciół. Mógł tylko mieć nadzieje, że Eldarowie wstrzymają ogień, kiedy w pobliżu znajdą się ich pobratymcy. Tak jak przypuszczał, chwilę później wstrzały skoncentrowały się na innym celu, zostawiając go na łaskę szermierzy, którzy widocznie obrali sobie za punkt honoru pokonać go w walce w zwarciu. Cóż, on w przeciwieństwie do nich, był więźniem, szumowiną, którą i tak pogardzali już wszyscy, więc nie musiał przejmować się czymś równie bezużytecznym jak honor. Obok siebie miał trupy kilkorga swoich podwładnych, w których martwych dłoniach nadal były zaciśnięte pistolety laserowe. Trzynasty sprawdził pierwszy z nich i z zadowoleniem zauważył, że bateria jest prawie pełna. Wyszarpnął broń z wciąż jeszcze ciepłego uścisku, i wychylił się zza osłony. Kilka starannie wymierzonych strzałów wystarczyło, by trupem padło dwóch nadbiegających nieprzyjaciół. Pozostali przyspieszyli kroku, chcąc jak najszybciej skrócić dystans do swojej ofiary. Mężczyzna zaryzykował bardziej, i wstrzelił cały magazynek, zabijając kolejnych trzech przeciwników.
Wciąż jednak zostało kilkunastu, z niemałymi posiłkami czającymi się za ich plecami. Kapitan zamknął na chwilę oczy, przygotowując się na śmierć, która nadchodziła po niego w tupocie opancerzonych nóg. Czerpiąc z pokładów nienawiści i złości, które po równo władały teraz jego umysłem, skazaniec poderwał się wściekle, dając upust swoim emocjom.
-Za Boskiego Imperatora!
Pierwsze cięcie niemal przepołowiło zaskoczonego tym nagłym atakiem Eldara. Szkarłatna mgiełka wystrzeliła w kierunku szeroko otwartych w krzyku ust mężczyzny.
-Za Imperium!
Wirujące ostrze przedarło się z dziecinną łatwością przez żałosną zastawę jakiegoś szermierza, przecinając metalową rękojeść jego klingi, i pchane ogromna siłą więźnia, zagłębiło się w hełmie obcego, rozsiewając wokoło fragmenty metalu i ciała.
-Za 13-ty Batalion!
Osłabione ramiona Trzynastego walczyły o wyrwanie szarpiącego ostrza z ciała zabitego. Końcówka jednej z eldarskich kling dosięgła jego piersi. Mężczyzna poczuł jakby ktoś przesuwał po jego skórze rozpalonym do czerwoności prętem. W jego nozdrza uderzył zapach palonego mięsa, kiedy fioletowe wyładowania tańczące po powierzchni oręża stykały się z jego ciałem. Pobudzany bólem, desperackim wysiłkiem oswobodził miecz, i zagłębił go w brzuchu swojego przeciwnika. Eldar padł martwy, jednak jego miejsce już zajmowali następni. Kapitanowi wydawało się, że jest ich nieskończona rzesza.
Morze odzianych w owadzie hełmy głów przelewało się przed jego słabnącymi z wycieńczenia oczami, czuł, że w nim tonie, i wkrótce spocznie na jego mrocznym dnie, z daleka od światła Złotego Tronu. Ta myśl pobudziła go do oporu przeciw tak niesprawiedliwemu losowi. Może i był przestępcą, wyrzutkiem, jednak spełniał powierzoną sobie rolę, i chociaż w śmierci chciał znaleźć odkupienie. Próbował jeszcze walczyć, jednak jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa, wyczerpane morderczym transem, w który wcześniej wpadł. Nagle do jego uszu dobiegł jakiś dźwięk. Z początku uznał to za kolejny majak swojego zmęczonego umysłu, jednak zauważył, że Eldarowie również zdają się go słyszeć. Odwracali głowy w kierunku źródła owego hałasu, i najwyraźniej to co widzieli niezbyt im się podobało, gdyż natychmiast podnosili w gotowości swój połyskujący oręż. Mężczyźnie w końcu udało się wyróżnić poszczególne słowa, był to bowiem okrzyk wydobywający się z ludzkiego gardła. Nie, nie z ludzkiego. Z dziesiątek ludzkich gardeł, wrzeszczących ochrypłymi, skrzeczącymi, nieprzyjemnymi dla ucha głosami, które Trzynastemu wydawały się w tym momencie śpiewami aniołów, które przybyły po jego duszę.

         -Za Imperatora! Za Imperium! Za 13-ty Batalion! Za kapitana Culligana!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz