Kilkanaście minut później, gdy w pokoju taktycznym zrobiło
się tłoczno od wypełniających go potężnych sylwetek wszystkich wyższych
stopniem Astartes zarówno z IV Legionu, jak i Ogarów Wojny, patriarcha
Żelaznych Wojowników uciszył wszelkie rozmowy uniesieniem dłoni i aktywował
wbudowany w stół wyświetlacz. Światła w niewielkiej komnacie zostały
automatycznie wyłączone, jednak zanim jego zmodyfikowany wzrok Kosmicznych
Marines zdążył się dostosować do nowych warunków, z projektora wstrzeliła
wszystkim już dobrze znana, fosforyzująca, trójwymiarowa mapa segmentu X0 –
8204. Prymarch sięgnął swoją opancerzoną dłonią w kierunku panelu, i za pomocą
odpowiedniej kombinacji run wyszczególnił system gwiezdny, w którym właśnie się
znajdowali.
Obraz
stał się wyraźniejszy, i teraz Forrix mógł z łatwością odróżnić poszczególne
globy, na których jeszcze nie tak dawno toczył zacięte boje z olbrzymimi
robalami. Sześć powoli obracających się wokół własnej osi błyszczących sfer
kręciło się z mniejszą lub większą prędkością wokół oślepiająco jasnego
gazowego giganta. Każda z planet oznaczona była zielonymi runami w Wysokim
Gotyku symbolizującymi zakończone już kompilacje bądź też poszczególne oddziały
Astartes, które wciąż walczyły na ich powierzchni. Z tego co widział, i słów,
które usłyszał od załogi „Żelaznej Krwi”, Kowal Wojny z radością wywnioskował,
że plugawi Xenos bronią już swoich ostatnich bastionów, i już wkrótce zostaną
całkowicie zniszczeni. Miał już dość błota i raniących uszy wrzasków
przerośniętych larw.
– Nie
dajcie się zwieść, Żelaźni Wojownicy! – Głos Perturabo był twardy jak kute
żelazo i chłodny jak stal, którą Prymarch cenił bardziej od złota, tak
upodobanego sobie przez wielu z jego braci – Ten system nie wpadł jeszcze w nasze
ręce. Ostatnie raporty złożone na ręce mojego ojca, a waszego Imperatora… –
Odczekał chwilę, aż ucichną radosne wiwaty na cześć Władcy Terry – … donoszą o
siódmej planecie układu, która skrywa się za potężnymi wirami Osnowy,
uniemożliwiającymi skanerom wykrycie jej obecności.
Szary
gigant ponownie pochylił się nad połyskującym wielobarwnymi lampkami panelem.
Holograficzna mapa zamigotała, i obraz zaczął pędzić w kierunku lewej granicy
systemu gwiezdnego, by w końcu zatrzymać się na kłębiącej się kotłowaninie
czegoś, co wyglądało jak zbierające się chmury burzowe. Przez komnatę
przetoczyły się niespokojne szmery. Niektóre zakątki galaktyki, zwłaszcza te,
które powstały stosunkowo niedawno, wciąż nosił ślady pierwotnej siły, która je
stworzyła. Były to niewielkie szczeliny pomiędzy Empyreum, a wymiarem
fizycznym, przez które to rany, niczym
krew sączyła się mroczna esencja Chaosu mogąca zniszczyć wszystko, co stanie na
jej drodze.
W
miejscach takich tworzyły się ogromne wiry i sztormy psionicznej energii,
której pływy miały zgubne oddziaływanie na dusze i umysły zarówno zwykłych
ludzi, jak i Kosmicznych Marines. Spośród zgromadzonych w komnacie wojowników,
niewielu miało wcześniej do czynienia z podobnymi zjawiskami, jednak
wystarczyło im jedno spojrzenie na twarze tych kilku nielicznych pechowców, by
poczuć przyspieszone bicie serc. Pomimo fizycznej niemożliwości do odczuwania
strachu, Astartes mieli świadomość zagrożenia, a to, emanujące ze zbitej masy,
którą oglądali na holograficznej mapie było wystarczające, by ich organizmy
natychmiast przestawiły się w stan gotowości bojowej.
Zupełnie
jakby nie wyczuwając wiszącego w powietrzu komnaty chemicznego zapachu
sztucznej adrenaliny, która tętniła w żyłach jego wojowników, Perturabo
przełączył obraz, i tym razem nad powierzchnię stołu uniosła się pojedyncza,
nieco zniekształcona kula poznaczona nielicznymi, skalnymi wysepkami. Ukryta
planeta.
–
Statek zwiadowczy natknął się na nią gdy walczył z otaczającymi ją wirami
Empyreum. Z rozkazu Imperatora, na powierzchnię natychmiast posłano kilkanaście
dronów. Żaden nie wrócił. To samo stało się z czterema Stormbirdami
wypełnionymi Gwardzistami… Mój ojciec nie powinien spodziewać się niczego
innego po zwykłych żołnierzach… To zadanie wymaga czegoś więcej, niż kilkunastu
słabych ludzi… Wymaga Kosmicznych Marines… A czyż są gdzieś wojownicy lepsi,
niż Czwarty Legion? …I towarzyszące mu Ogary Wojny?
Chóralny
ryk wydobywający się z dziesiątek gardeł dał mu jednoznacznie do zrozumienia,
że odpowiedź na jego pytanie brzmi „nie”
***
„Żelazna
Krew” zbliżała się do planety. Forrix nie musiał spoglądać przez oszklony przód
olbrzymiego mostka, by się o tym przekonać. Silne drgania, które targały całą
konstrukcją potężnego okrętu były jedynym potwierdzeniem jakiego potrzebował.
Sztorm Osnowy, który otaczał siódmy glob systemu jak kokon, przyciągał do
siebie wszystko, co znajdowało się w jego pobliżu i jedynie dzięki napędzanym
niebotycznymi ilościami energii silnikom, flagowy statek Czwartego Legionu nie
wpadł jeszcze w jego szpony. Nie ochroniły one jednak „Żelaznej Krwi” od
olbrzymich przeciążeń, którym poddawany był jej kadłub. Cała konstrukcja
zawodziła potępieńczo i skrzypiała z bólu walcząc, by nie dać się rozszarpać na
kawałki.
Kowal
Wojny z łatwością potrafił wzbudzić w sobie współczucie do gigantycznej
maszyny. Sam, chociaż bezpiecznie ukryty w brzuchu adamantowego molocha,
odczuwał dyskomfort związany z tak bliskim sąsiedztwem niszczycielskiej siły. Jego
wnętrzności na przemian skręcały się i prostowały, jakby i je chciało rozerwać
przyciąganie sztormu. Nawet stojący kilka kroków od niego Prymarch wydawał się
lekko poruszony, co samo w sobie było zadziwiające. Na mostku panowało
niecodzienne milczenie, jakby każdy z obecnych na nim oficerów, serwitorów oraz
Kapłanów Maszyny nie śmiał wydobyć z siebie głosu, by nie zwrócić ku sobie
uwagi szalejącego na zewnątrz sztormu.
Nikt
oprócz Perturabo nie znalazł w sobie dość odwagi by spoglądać przez wzmocnioną
szybę na wirującą pod okrętem planetę. Jej ciemna, skąpana w czerwonym blasku
odległego olbrzyma powierzchnia nie różniła się wiele od innych globów X0 –
8204. Być może posiadała więcej skalnych wysepek, jednak ciągle przeważającą
jej część pokrywał błotny ocean. Należało się spodziewać, że zamieszkują ją
robale.
Ostatnim,
dramatycznie przeciągającym się zrywem przegrzanych niemalże silników, „Żelazna
Krew” wyrwała się przyciągającym ją mackom Osnowy, i przebiła się przez kokon
psionicznej energii. Drgania natychmiast ustały, podobnie jak przeraźliwe
dźwięki rozdzieranego metalu. Przepływ paliwa zasilającego potężny generator
plazmowy został zmniejszony, i powoli wytracając prędkość, imperialny okręt
osiągnął w końcu wysoką orbitę planety.
–
Komandorze! – Wciąż nieco blady na twarzy mężczyzna odziany w mundur pierwszego
oficera 82-giej Floty podskoczył na dźwięk głosu Prymarcha.
– Tak,
panie?
–
Wprowadzić do systemów celowniczych baterii laserowych koordynaty największej
wyspy i ostrzelać jej okolicę! Chcę mieć wokół niej przynajmniej kilometr
oczyszczonego bagna! W każdą stronę…
Komandor
zasalutował składając dłonie na piersi w znaku Aquili i natychmiast przesłał
odpowiednie rozkazy na pokład zbrojeniowy. Zajęło chwilę zanim wszystkie
stanowiska strzeleckie zebrały odpowiednia ilość energii.
–
Ognia!
Mostek
„Żelaznej Krwi” zadrżał w posadach, a ku planecie pomknęło kilkanaście
świetlistych lanc, które wkrótce uderzyły w ocean błota. Z tej wysokości trudno
było określić, czy osiągnęły one spodziewany efekt, jednak Forrix widział już w
swoim długim życiu dość bombardowań orbitalnych by móc sobie wyobrazić skalę
zniszczeń. Jeśli w pobliżu były jakieś robale, nie stanowiły już żadnego
zagrożenia. Szkoda tylko, że nie można było tego powiedzieć o reszcie planety.
***
Stormbird
niosący w sobie Prymarcha opadł z głośnym wizgiem silników odrzutowych na
osmalony niecelnym strzałem z baterii laserowej kawałek skalnej wyspy. Po
chwili, rampa prowadząca na pokład opadła z głośnym sykiem hydraulicznych
tłoków, i zszedł po niej niewielki oddział straży przybocznej, za którą podążał
Perturabo. Osobista Gwardia patriarchy składała się z najbardziej
doświadczonych weteranów I Brygady pod dowództwem Forrixa. Wszyscy braci mieli
na sobie wspaniałe pancerze Terminatorów, w których przewyższali zwykłych
Marines o głowę, nadal jednak nie dorównując swojemu generałowi.
Wokół
miejsca lądowania, na które pilot wybrał krawędź wskazanego przez Prymarcha
skrawka lądu, krajobraz w niczym nie przypominał tego, który Kowal Wojny
pamiętał z innych planet X0 – 8204. Bombardowanie orbitalne zamieniło fragment
błotnistego oceanu w powybrzuszany, ale w miarę stabilny teren, po którym można
było się poruszać. Ogromna temperatura laserowych salw zamieniła całą wilgoć
dookoła wyspy w parę wodną, zostawiając po sobie brunatną, popękaną od suchoty
powierzchnię. Gdzieniegdzie, w miejscach, gdzie strzały trafił po raz drugi,
żłobiły ją głębokie bruzdy sięgające nawet do tworzących płaszcz globu głazów.
Można było wśród nich dostrzec na wpół zagrzebane, częściowo porozrywane
cielska bladych larw.
Nadal
jednak z łatwością można było wyczuć wszechobecny odór stęchlizny i zgniłych
roślin, a nad wszystkim unosiły się gęste opary żółtawej mgły. Nie tracąc czasu
na rozglądanie się dookoła, Perturabo ruszył w głąb wyspy wzbudzając echo
uderzeniami swoich stalowych butów o kamień. Jego gwardia honorowa bez słowa
podążyła za nim.
Docierali
już mniej więcej do środka spłachetka stałego lądu, gdy z otaczającej ich mgły
zaczęły wynurzać się jakieś wysokie, ciemne kształty przypominające
porozrzucane byle jak skrzynie. Prymarch dał znak do przygotowania broni i sam
sięgnął po swój pistolet plazmowy.
Poruszali
się powoli i ostrożnie, nie chcąc nieroztropnym ruchem uprzedzić ewentualnego
przeciwnika. Kilku z braci szło tyłem, skanując bacznie okolicę w poszukiwaniu
najmniejszych oznak zasadzki. Tajemnicze konstrukcje wznosiły się przed nimi
niczym niemi strażnicy. Nie dochodził z ich strony żaden, nawet najmniejszy
dźwięk, nie docierał najlżejszy ślad sygnatury cieplnej… Wydawało się, że nie
ma powodu do niepokoju.
Byli
coraz bliżej. Mgła rozrzedzała się i ustępowała miejsca słabo tlącym się
ogniom, które płonęły w niewielkich paleniskach przed kanciastymi budynkami.
Ktoś, lub coś musiał tu niedawno być, co do tego nie było najmniejszych
wątpliwości. Forrix przyjrzał się uważniej najbliższej budowli. Wykonana była z
jednego materiału dostępnego na planecie w nadmiarze – błota. Krzywe,
chropowate ściany nosiły ślady wielu warstw nakładanych jedna po drugiej i
pozbawione były otworów, zupełnie jakby ten, kto mieszkał w tej dziwacznej
chacie, chciał się całkowicie odciąć od świata zewnętrznego. Ktokolwiek to był,
Kowal Wojny nie dziwił mu się.
Jeden z
braci podszedł właśnie do pierwszego z brzegu budynku i najwyraźniej znalazł
wejście, ponieważ po chwili zniknął Forrixowi z oczu. Zanim zdążył zrobić
kolejny krok, jego komunikator ożył zaskoczonym głosem Marines.
– Sir…
Tu są ludzie!
***
Odkrycie
niewielkiej osady ludzi na, wdawałoby się całkowicie nieprzyjaznej dla
człowieka planecie wstrząsnęło w posadach całą flotą Ekspedycyjną. Zaskoczone
meldunki przeskakiwały pomiędzy statkami kiedy kolejne oddziały zwiadowcze
natrafiały na nowe wioski. Przeważnie były to niewielkie skupiska kilku lub
kilkunastu błotnych chat zamieszkiwanych przez przestraszone, blade stworzenia,
które swoją egzystencją urągały wszystkiemu co zostało osiągnięte przez potężne
Imperium. Istoty te posługiwały się trudna do zrozumienia wariacją Wysokiego
Gotyku, jednak ich mowa opierała się w przeważającej części na gestach,
zupełnie jakby bali się, że zbyt częste używanie głosów sprowadzi im na głowy
robale.
Ich
obawy nie był zresztą nieuzasadnione. Zamieszkujące błotny ocean larwy,
traktowały zdegenerowanych przez stulecia niewoli ludzi jak stałe źródło
pożywienia. Pozwalały im zakładać osady, zbierać nielicznie rosnące na bagnach
jadalne grzyby, i dorastać do pewnego wieku, w którym mogli stanowić syty
posiłek. Pozbawieni możliwości podróżowania między wyspami, odcięci od innych
grup, ludzie nie próbowali nawet stawiać oporu. Niczym woły prowadzone pod nóż,
potulnie przyjmowały narzucany im przez ich krwiożerczych panów porządek
świata. Teraz jednak, miało się to zmienić.
Imperium nie miało w zwyczaju przebaczać zniewag, a plugawi Xenos
hodujący człowieka jak bydło, byli mu cierniem w boku, który natychmiast
należało usunąć. Rozpoczęła się kolejna wojna.
Tym
razem, zastępy Astartes były napędzane przez furię i chęć zemsty, jednak i
przeciwnicy wydawali się bardziej zawzięci niż kiedykolwiek wcześniej.
Perturabo przechodził sam siebie w sztuce fortyfikacji. Dokładał wszelkich
starań, by jego wojownicy mieli jak najlepsze zaplecze do tego, w czym byli
najlepsi. Sprowadził potężne maszyny kopiące i za ich pomocą stworzył sieć
wysokich wałów, z których Marines zasypywali nadciągające robale gradem
pocisków zamieniając ich w skwierczące ochłapy. Wzniósł dziesiątki ceramitowych
bunkrów ze stanowiskami ciężkiej broni, które w dzień i w nocy skanowały teren
za pomocą wysokiej jakości czujników ruchu, gotowe w każdej chwili skąpać
przeciwnika w piekielnej lawinie kul.
Pamiętał
również o nieszczęsnych mieszkańcach planety, która w ich języku nosiła nazwę
Nove Shendak. Zbudował dla nich ufortyfikowany obóz otoczony wysokim na
kilkanaście metrów murem, którego larwy nie były w stanie przeskoczyć, i nakazał
eskadrom Stormbirdów przeczesać każdą skalną wysepkę w poszukiwaniu ludzi,
umieszczanych później w owym azylu. Rozkazał eszelonom bombowców zrzucać w
błoto ładunki wybuchowe obciążone ołowianymi sztabami, dzięki czemu opadały na
odpowiednią głębokość, gdzie oczekiwały na pojawienie się napastników…
W
międzyczasie toczył wiele mniejszych i większych walk, w których bohatersko
dowodził swoimi Astartes. Sam najczęściej był widywany w pierwszym szeregu,
gdzie potężne cios jego bojowego młota posyłały w powietrze zdruzgotane ciała
olbrzymich larw. Był dokładnie tym, czym stworzył go jego ojciec – perfekcją.
***
– Sir!
Głos
Marines był nieco zniekształcony przez ustawiczne trzaski. Forrix nie pamiętał
już nawet kiedy otrzymał cios w głowę, który uszkodził jego nadajnik. Wojna na
Nove Shendak trwała już prawie miesiąc i przez cały ten czas nie było ani
chwili spokoju, w której mógłby oddać swój sprzęt do naprawy. Zresztą nie tylko
on jeden. Każdy z wojowników walczących w tej bezlitosnej wojnie ucierpiał w jakiś
sposób, i ciężko było znaleźć choćby jednego Astartes, którego zbroja nie
nosiła by śladów uszkodzeń. Nawet Prymarch stracił swój naramiennik.
– Jakiś
problem, bracie Varro?
– Tak,
sir! Wybuch… szkodził… agment umocnień. W tej chw.. ale nie atakują, ale…
pojawić.
Pomimo
zakłóceń udało mu się zrozumieć treść wiadomości. Musiał czym prędzej
porozmawiać z patriarchą. Na szczęście, należąc do Gwardii honorowej Perturabo,
zawsze był w jego pobliżu. Odwrócił się w kierunku swego generała, który
słysząc jego wcześniejsze pytanie spoglądał na niego wyczekująco.
–
Panie, fragment północnych umocnień został rozerwany przez wybuch. Varro
donosi, że…
Zanim
zdążył uspokoić swego władcę, że chwilowo robale nie atakują osłabionej
pozycji, zakuty w stal gigant szedł już szybkim krokiem we wspomnianym
kierunku. Nie mając innego wyboru, Forrix ruszył za nim. Pozostali członkowie
straży Prymarcha rozsiani byli po całym obozie, i nie miał czasu ab ich teraz
szukać. Poza tym, Gwardia Honorowa była dokładnie taka, jak sugerowała jej
nazwa. Miała stanowić zaszczytną służbę przeznaczoną dla najbardziej
zasłużonych Żelaznych Wojowników. Prawda była taka, że Perturabo sam doskonale
zapewniał sobie bezpieczeństwo i nie potrzebował dodatkowej ochrony.
Przechodzącego
przez środek obozu patriarchę witały niskie pokłony ze strony Czwartego
Legionu, i pełne szacunku saluty Ogarów Wojny. Wszyscy Marines wglądali na
zmęczonych długotrwałą walką, jednak wciąż gotowych do odparcia kolejnego
szturmu larw. Sama obecność tak wspaniałej istoty jak Prymarch wystarczała, by
wlać w ich serca otuchy.
Wkrótce
dotarli na miejsce. Niewielka grupka Astartes stała nad wyłomem i dyskutowała o
czymś przyciszonymi głosami. Widząc nadchodzącego Perturabo, natychmiast
umilkli i upadli na jedno kolano. Generał zniecierpliwionym machnięciem ręki
dał im znak żeby wstali, co też pospiesznie uczynili. Olbrzym bez słowa
podszedł do osmalonej, głębokiej wyrwy powstałej w wyniku trafienia w wał przez
błękitny promień energii, którym posługiwały się robale. Uważnie obejrzał
uszkodzenie zastanawiając się jak najszybciej je załatać. Nagle podniósł głowę
do góry, najwyraźniej zaskoczony.
–
Odsuńcie się!
Zgromadzeni
Marines pospiesznie wykonali rozkaz i cofnęli się o kilka kroków od krawędzi
robót ziemnych. Prymarch tymczasem sięgnął do przytroczonego do pasa pistoletu
plazmowego i wcelował nim kierunku ziejącej w błocie dziury. Szum wzbierającej
w broni energii przypominał rój latających owadów. Po chwili, świetlista kula
wielkości pięści Astartes pomknęła w dół i eksplodowała wysyłając w powietrze grudy
lepkiej mazi i niewielkie fragmenty odłupanej skały. Forrix poczuł jak coś
cuchnącego i gęstego uderza go w bok hełmu. Stojący obok niego wojownicy
również nie uniknęli ochlapania. Gdy wszystko sie uspokoiło, Kowal Wojny
podszedł ostrożnie do swojego generała i zerknął na poczynione przez niego
spustoszenia.
Ku
ogromnemu zaskoczeniu Marines, spoglądał teraz w ziejący w litej skale otwór,
przez który z łatwością mógłby się przecisnąć. Jakby odczytując jego myśli, Perturabo
skinął głową, jakby potwierdziły się jego przypuszczenia, i ukucnął przed
tajemniczym wejściem. Chwile później połowa jego ciała zniknęła już w mrokach
jaskini.
– Za
mną, kapitanie!
***
Przez
moment zwisał w powietrzu kurczowo wczepiając się palcami w poszarpany otwór wybity
przez wybuch, starając się wczuć stopami twardy grunt, jednak po kilku
nieudanych próbach zdał się całkowicie na swojego dowódcę, i rozluźnił uchwyt.
Skała znajdowała się niecały metr pod nim. Zalegające w jaskini ciemności przez
moment zupełnie go zdezorientowały, i dopiero gdy jego wzrok dostosował się do
panujących warunków mógł nieco rozejrzeć się po swoim otoczeniu. Znajdował się
w wąskim, wysokim na prawie cztery metry korytarzu wydrążonym w szarej,
ziarnistej skale, tej samej, która budowała wszystkie wyspy planety. Pozbawiony
choćby odrobiny światła, cuchnący wilgocią i zgnilizną tunel ciągnął się w obie
strony i wił jak wąż.
Pokrywające
podłogę błoto wmieszane było z zielonkawym, brejowatym śluzem, który dobitnie
świadczył o tym, że jaskinia była używana przez robale. W dodatku wyglądało na
to, że całkiem niedawno. Kilkanaście kroków przed sobą, Forrix wyłowił szeroką
postać Perturabo posuwającego się na południe. Prymarch odwrócił się aby
sprawdzić, czy podąża za nim.
Korytarz
to piął się w górę, to opadał gwałtownie. Każdy kolejny metr ukazywał nowe
odnogi, z których wydobywał się dobrze już znany Marines odór larw. Prowadzący
patriarcha bez chwili wahania, jakby kierowany jakimś niesłyszalnym dla Forrixa
zewem, parł przed siebie, co jakiś czas odbijając w lewo lub prawo. Kowal Wojny
odbierał sporadycznie kilka trzasków komunikatora pochodzących od
pozostawionych na powierzchni braci, jednak albo z winy uszkodzonego
odbiornika, albo z powodu grubej warstwy skał, która rozciągała się nad ich
głowami, nie był w stanie wyłapać ani jednego słowa. Poirytowany wyłączył
całkowicie urządzenie.
Co
jakiś czas odczuwał drgania, a na głowę spadały mu się okruchy kamienia i
zaschnięte błoto – gdzieś tam, u góry nadal toczyła się bitwa. Marines żałował,
że nie może teraz wraz ze swoimi wojownikami stawiać czoła Xenos, ale rozkazy
patriarchy były najważniejsze. Pogrążony w rozmyślaniach na temat swoich
walczących braci, Forrix nie zauważył, że tunel którym podążali zaczyna się
rozszerzać, dlatego też zdziwił się wielce kiedy nagle znalazł się na otwartej
przestrzeni. Zatrzymał się w pół kroku i rozejrzał dookoła. Stał w czymś, co
wydawało się być naturalną jaskinią całkiem sporych rozmiarów. Z sufitu opadały
dziwacznie ukształtowane skalne sople, z których ściekały krople mętnej,
cuchnącej siarką wody. W całej grocie pełno było śladów larw, jednak
najwyraźniej żadnej nie było w pobliżu.
Ściany
kamiennej komnaty wypełnione były dziesiątkami, setkami otworów, tak, że
przypominały plastry miodu. Nagle, ziemia pod ich stopami zadrżała, a głowę
Kowala Wojny wypełnił przeraźliwy wrzask, który mógł oznaczać tylko jedno –
robale. Znalazły ich.
Perturabo,
najwyraźniej też słysząc ów psioniczny krzyk, natychmiast sięgnął po swój
pistolet. Jego Gwardzista ledwo zdążył zrobić to samo, gdy z otworów będących w
istocie wylotami tuneli, wylała się istna lawina tłustych cielsk. Forrix
postąpił kilka kroków do przodu, chcąc znaleźć się bliżej patriarchy, i nie
czekając na rozkaz, zaczął strzelać. Wybuchowe pociski wyrywały ogromne dziury
w bladej tkance robali i zbierały bezlitosne żniwo śmierci. Z każdym zabitym
stworzeniem, pisk pozostałych przybierał na sile. Kowal Wojny poczuł, jak z
nosa zaczyna mu cieknąć krew. Z gniewnym okrzykiem posłał w kierunku
napastników kolejną serię z boltera.
Prymarch
również nie próżnował. Kule płonącego gazu przetapiały się przez szeregi
atakujących i zamieniał je w skwierczące, zwęglone truchła, od których bił
niesamowity wręcz smród. Tylko dzięki systemom filtracyjnym hełmu Marines był w
stanie go wytrzymać. Miał właśnie wymieniać magazynek, kiedy zobaczył, że wokół
metalowych prętów wrastających z ciał robali, zaczynają zbierać się wyładowania
energii. Krzyknął ostrzegawczo aby zaalarmować Perturabo, jednak Prymarch biegł
już kierunku najbliższego schronienia, którym jak na ironię, był jeden z
tuneli. Po drodze, patriarcha miażdżył
każdego napotkanego przeciwnika potężnymi ciosami Łamacza Kuźni. Larwy
napierały na niego niemalże ze wszystkich stron, i ze wszystkich stron padały
gęstym trupem.
Podążając
jego śladem zniszczenia, Kowal Wojny mógł jedynie od czasu do czasu zatapiać
swoje energetyczne szpony w nielicznych niedobitkach. Nie mógł jednak narzekać
na zbyt małą ilość wrogów. Robali wciąż przybywało. Wypełniały jaskinię niczym
pełzająca fala. Coś eksplodowało, i Forrix zasłonił odruchowo twarz aby uniknąć
zderzenia z ostrymi odłamkami kamienia, które posłał w jego kierunku strzał z
dziwacznej broni Xenos. Świetlisty łuk energii minął Astartes zaledwie o kilka
centymetrów i rozbił się o przeciwległą ścianę. Na szczęście, zanim napastnicy
mogli oddać kolejną salwę, wojownik dotarł do okrągłego wylotu, w którym chwilę
wcześniej zniknął jego generał.
Wpadł
do wąskiego korytarza, i nie patrząc pod nogi pobiegł kilka kroków przed
siebie. Gwałtownie poczuł pod stopami pustkę, a jego wnętrzności podskoczyły mu
do gardła gdy nagle stracił oparcie solidnego gruntu. Nabierając prędkości, i
obijając się o wystające kamienie, zaczął zsuwać się coraz niżej i niżej.
W końcu
uderzył o coś nogami i siłą ślizgu przeturlał się kilka metrów do przodu.
Zatrzymał się niemal u samych stóp Perturabo, który zdążył już podnieść się do
pionu i właśnie spoglądał na coś, co wyrastało ze środka olbrzymiej błotnej
sadzawki pośrodku komnaty. Jeszcze zbyt zdezorientowany po nagłym upadku,
Forrix nie mógł dokładnie stwierdzić cóż to takiego jest, jednak zdawał sobie
sprawę z tego, że było ogromne. W dodatku się ruszało. Ostrożnie wstał z ziemi
i obrzucił nowe miejsce okiem wojownika, natychmiast odnajdując najbardziej
strategiczne lokacje.
Ta
pieczara była ogromna. Nie był w stanie dostrzec sufitu ani ścian innych niż
ta, z której przed chwilą wypadł. Wszędzie walało się mnóstwo potrzaskanych,
dokładnie objedzonych kości, zdecydowanie ludzkich. Ku swojej zgrozie,
dostrzegł również kilka fragmentów pancerza Astartes. Najwyraźniej to tutaj
robale znosiły swoje ofiary.
–
Forrixie, podaj mi swoje granaty.
Kowal
Wojny bez słowa sięgnął do podajnika, i po naciśnięciu runy, przekazał
Prymarchowi dziesięć niewielkich krążków wypełnionych materiałem wybuchowym.
Zanim zdążył zapytać o powód podobnego rozkazu, z ciemności zaczęły
wystrzeliwać błękitne błyskawice. Wraz z nimi pojawił się ogłuszając wrzask,
tym razem wyjątkowo głośny i natarczywy. Przyciskając dłonie do boków hełmu,
Kowal Wojny pobiegł zygzakiem w kierunku leżącego opodal kamienia, na tyle
wielkiego, by mógł się za nim ukryć. Gdy tylko sięgnął osłony, przeładował bolter i wychylając się ostrożnie, posłał
falę pocisków w kierunku Xenos. Spodziewał się w każdej chwili usłyszeć huk
detonacji granatów, które oddał patriarsze, jednak nic takiego nie nastąpiło.
Rozejrzał się dookoła, jednak nigdzie nie mógł dostrzec swego dowódcy. Oba jego
serca stanęły na moment. Czy to możliwe, by zginął?
Odrzucił
od siebie tą natrętną myśl i uważniej przeskanował okolicę. Jego wzrok podążył
w kierunku błotnistego bajora… Wynurzona z niego larwa była ogromna. Górna
część jej bladego, skąpanego w brązowej mazi ciała, tonęła w mrokach wysokiego
sklepienia, podczas gdy dolna, niewiadomo jak długa, wciąż ukryta była pod
powierzchnią błocka. Bestia wydawała z siebie przeraźliwy wizg, który wydawał
się zachęcać jej mniejszych pobratymców do ataku. Nie potrzebował niczyich
wyjaśnień by domyślić się, że oto trafili do leża tego, co stało za atakami
hord larw.
Prymarcha
dostrzegł mniej więcej w połowie drogi do sadzawki, raz po raz oddającego w
kierunku olbrzymiego stworzenia strzały ze swego pistoletu plazmowego.
Płomienne kule z sykiem mknęły w stronę wznoszącego się niemal pionowo
monstrum, jednak nie wdawały się czynić mu żadnych większych szkód. Języki
ognia lizały blade, oślizgłe cielsko ale nie zostawiały po sobie żadnych
widocznych ran. Rozsierdzony patriarcha odrzucił w końcu nieskuteczna broń, i
sięgnął po Łamacz Kuźni. Królowa robali nie wydawała się zwracać na niego
najmniejszej uwagi, jednak kierowane jej naglącymi wrzaskami, mniejsze larwy
zmienił kierunek ataku, i znaczna część z nich rzuciła siew pogoń za Perturabo.
Tylko
nieliczne wciąż ostrzeliwały pozycję Forrixa. Widząc swojego generała w
niebezpieczeństwie, Kowal Wojny skosił serią wybuchowych pocisków kilka
najbliższych Xenos, po czym aktywował przepływ energii w długich na niemalże metr
szponach, które wysunęły się z jego opancerzonych rękawic. Na ich stalowej
powierzchni pojawił się tańczące iskierki mocy, którym towarzyszył elektryczny
szum zbierających sie ładunków. Nie tracąc czasu na przeładowywanie boltera, rzucił
się na grupkę kilkunastu robali, które został za główną siłą.
Psioniczny
krzyk olbrzymiej kreatury niemal powalał go na kolana, jednak zagryzając mocno
zęby przebiegł dzielące go od obcych kilkanaście kroków i rozpoczął masakrę.
Zaskoczone stworzenia nie miały nawet czasu by spróbować wystrzelić w jego
kierunku ze swoich bionicznych broni. Pierwsze z nich zapiszczało przeraźliwie
gdy ostre jak brzytwy szpony zagłębiły się aż po kłykcie w miejscu, które
powinno być głową. Trysnęła cuchnąca breja. Druga ręka Forrixa wykonywała
tymczasem szerokie łuki rozpruwające miękkie podbrzusza, z których wylewały się
bezkształtne, przezroczyste organy wewnętrzne.
Wyszarpnął
broń z bezwładnego ciała, i rzucił się w wir zabijania. Rozdawał ciosy na prawo
i lewo, za każdym razem czując delikatny, niemal niezauważalny opór gdy
energetyczne ostrza napotykały na swej drodze ciała Xenos. Wystarczyło mu
zaledwie kilka sekund by zamienić wszystkich przeciwników w krwawą ruinę
poszarpanych szczątków i cuchnącej breji. Ostatni z wrogów wciąż jeszcze drgał,
nadziany na jeden z jego pazurów, a Forrix już zaczął biec w stronę oddalających
sie odwłoków reszty robaczej armii podążającej za Perturabo.
Prymarch
zupełnie nie przejmował się pościgiem całą uwagę poświęcając wrzeszczącej
Królowej. Gdy tylko dotarł do krawędzi jeziora, wyskoczył w powietrze. Potężne
mięśnie wspomagane dodatkowo mocą wbudowanych w zbroję serwomotorów i
adamantowych sprężyn, posłały go dobrych kilka metrów do przodu, wprost na
drgające nieustannie cielsko gigantycznego robala. Wyciągnięta lewa ręka zamieniła
się w grot włóczni, który przebił bladą skórę larwy dając tym samym patriarsze
możliwość utrzymania się na przeciwniku, podczas gdy prawa, dzierżąca młot, raz
za razem zadawała potężne ciosy obuchem broni.
Tam,
gdzie uderzała wykuta na kształt stożka głowica, pojawiały się pęknięcia, z których
natychmiast wyciekał ciemny płyn. Wrzaski bestii przybrały na sile, a jej słudzy
przyspieszyli aby rzucić się jej na pomoc. Żaden jednak nie oddał w kierunku
Prymarcha strzału, najwyraźniej bojąc się zranić Królową. Wykorzystując swoją w
miarę bezpieczną pozycję, Perturabo zaczął się wspinać w górę potężnego
cielska. Podciągając się na muskularnych ramionach, darł stalowymi palcami
bladą skórę robala, i pokonywał kolejne metry z zadziwiającą szybkością jak na kogoś
zakutego w tak gruby pancerz.
Tymczasem
Forrix dopadł właśnie do tylnych szeregów larw, i wdarł się w nie niczym wilk
rozszarpujący owce, ćwiartując i rozpruwając przeciwników. Świdrujące krzyki
wypełniały teraz całą komnatę, a od ich siły drgały jej ścian i podłoga. Z
sufitu sypały się odłamki kamieni dość spore, by swym ciężarem zmiażdżyć Xenos,
na których upadły. Wrogowie zaczynali się wycofywać przed furią Kowala Wojny, i
wkrótce zyskał on odrobinę wolnej przestrzeni. Wykorzystał ten moment wytchnienia
od rzezi aby rzucić okiem na poczynania patriarchy.
Prymarch
zdążył już dotrzeć w okolice głowy Królowej, która teraz znajdowała się
zaledwie kilka metrów nad posadzką ogromnej pieczary. Stworzenia, zgięte w pół,
wykonywało swoim ciałem gwałtowne rzuty, którymi chciało strącić z siebie
dokuczliwego intruza, jednak pewny uchwyt Perturabo na to nie pozwalał. Duma
wypełniała serce Marines gdy spoglądał w tej chwili na swojego generała.
Wiedza, że jego własna siła pochodzi od tak wspaniałego wojownika dodawała
Forrixowi otuchy. Sprawiała, że zrobiłby dla niego wszystko.
Nagle,
coś uderzyło w kamienną posadzkę. Metaliczny brzęk był słyszalny nawet przez
nieustający ani na moment wizg robali i ich Królowej. Wytężywszy wzrok, Marines
ze zgrozą odkrył, że przedmiotem, który spowodował ten hałas był Łamacz Kuźni.
Jego dowódca był rozbrojony. Przeniósł przerażone spojrzenie na przyczepionego
do cuchnącego monstrum stalowego giganta. Perturabo sięgnął do pasa i wydobył
stamtąd coś, czego Kowal Wojny nie mógł rozpoznać z dzielącej ich odległości, a
następnie zaciskając to w pięści, uderzył z całych sił w bok głowy stworzenia.
Z
szerokiej rany trysnęła szlamowata krew. Pisk bólu. Nagle, ku zaskoczeniu
Forrixa, Prymarch odepchnął się od ciała Królowej, i zaczął opadać w kierunku
ziemi. Po chwili uderzył z głośnym hukiem o kamień. Przeturlał się aby
zamortyzować upadek, i już po chwili był na nogach pędząc w kierunku tunelu, z
którego tu przybyli. Zatrzymał się tylko dwa razy, aby podnieść swój młot i
wcześniej upuszczony pistolet. Wpadł pomiędzy zaskoczonych przeciwników i
rzucił się w morderczy taniec z Łamaczem Kuźni. Zdążył jednak zabić tylko kilkanaście
robali.
Rozległ
się gwałtowny huk, a wszędzie dookoła pospał się fragmenty rozerwanego ciała
cuchnącego zgnilizną. Brejowata posoka skąpała mniejsze larwy, które zaczęły
wrzeszczeć w śmiertelnym przerażeniu patrząc, jak ich Królowa chwieje się i
upada. Górna połowa jej ciała zniknęła w potężnej eksplozji ładunków wybuchowych,
które zostawił w niej Perturabo. Bezgłowy odwłok olbrzymiej larwy wił się na
lewo i prawo niczym gotując się do ataku wąż, a z ogromnej, szarpanej rany
tryskały fontanny ciemnej cieczy. Gdy zaczęło upadać, mniejsze robale,
pozbawione przywództwa, rzuciły się do panicznej ucieczki, całkowicie ignorując
dwójkę intruzów. Psioniczny wrzask, który przybrał na sile w momencie śmierci
Królowej cichł coraz bardziej, aż w końcu zamilkł. Jej gigantyczne truchło
uderzyło w ziemię z obrzydliwym chlupotem pękającego tłustego ciała. Gdy Forrix
rozejrzał się dookoła, zorientował się, ze byli sami. Robale zniknęły.
***
Droga
powrotna na powierzchnię zajęła im sporo czasu, ponieważ musieli poruszać się
nieznanymi tunelami. Tylko dzięki nadludzkim zmysłom jakim oboje dysponowali,
udało im się nie zabłądzić w plątaninie korytarzy i jaskiń. Poruszali się w
ciemnościach, dokładnie sprawdzając każdy zakręt w poszukiwaniu przeciwników,
jednak nie spotkali już ani jednej larwy. Wyglądało na to, że śmierć ich
Królowej zupełnie odebrała im wolę walki.
W
końcu, po prawie dwóch godzinach wędrówki, Forrix zaczął rozpoznawać
poszczególne elementy mijanych rozwidleń. Zdecydowanie tędy już przechodzili, a
zatem do wyjścia było niedaleko. Rzeczywiście, niecałe kilka minut później
ujrzeli przebijając się przez dziurę w suficie blask światła dziennego, a do
ich uszu doszedł szum zmartwionych głosów Marines. Udało im się.
–
Varro, czy to ty?
Ktoś
poruszył się gwałtownie nad ich głowami, i nikłe promienie słoneczne został
zasłonięte przez czyjąś szeroką sylwetkę. W otworze pojawiła się głowa Marines.
– Sir!
Panie! Wróciliście!
– Chyba
nie spodziewałeś się, że postanowiłem zamieszkać w grocie jak jakaś jaszczurka?
–
Spuśćcie linę. – W głosie Perturabo na próżno było się doszukiwać radości z
ponownego ujrzenia otwartej przestrzeni.
Rozkaz
został bezzwłocznie wykonany, i już po chwili obaj, Prmarch i Kowal Wojny stali
na uszkodzonym fragmencie wałów. Forrix rozejrzał się uważnie dookoła i zamarł.
Wszędzie leżały poszatkowane, martwe ciała robali. Było ich mnóstwo, o wiele
więcej niż Marines pamiętał z ostatniego razu kiedy spoglądał na pole bitwy.
Widząc jego zaciekawione spojrzenie, Varro wskazał kciukiem w kierunku
pobojowiska.
– Gdy
cienie było, sir, pojawił się robale. Całe mnóstwo robali. Walka była ciężka,
wielu z braci poległo… I zginęliby wszyscy, gdyby nagle nie pojawił się sam
Imperator… Sir… To był wspaniały widok… Jego ognisty miecz wznosił się i
opadał, a plugawe Xenos uciekały w popłochu przed jego potęgą…
–
Dosyć! Forrixie – Perturabo odwrócił się plecami do swoich podwładnych – Do
mojego namiotu.
Wszyscy
zgromadzeni Astartes byli nieco zaskoczeni szorstkością w głosie Prymarcha, ale
uznali, że powodem jest przegapienie równie wspaniałej bitwy. Kowal Wojny
posłusznie wykonał rozkaz i podążył za swoim generałem. Gdy przechodzili przez
obóz, mało kto zauważał obecność patriarchy. Wszyscy wojownicy, zarówno ci z
Czwartego Legionu jak i Ogary Wojny, stali w mniejszych lub większych grupach i
wznosili pochwalne okrzyki na cześć Imperatora i jego odwagi lub opowiadali
historie o czynach, których dokonał Władca Terry. W końcu dotarli do namiotu
Prymarcha.
– Panie…
– Mój
ojciec zgarnął dla siebie całą chwałę dzisiejszego dnia!
Po
plecach Kowala Wojny przebiegł zimny dreszcz. W głosie Perturabo pobrzmiewała
zimna furia, przed którą ugięłyby się kolana każdego zwykłego człowieka. Tylko
Astartes mógł stanąć jej naprzeciw, choć z trudem. Wojownik marzył by paść na
kolana i błagać generała o przebaczenie, chociaż w niczym nie zawinił.
– Gdybym
nie zabił Królowej… To mnie należy się to zwycięstwo! Czyż nie byłem tym, który
podbił całe trzy systemy? Czy nie toczyłem bojów o Nove Shendak od ponad miesiąca?
Dlaczego moi właśni Marines wznoszą okrzyki ku czci mojego ojca, który pojawił
się aby wziąć udział w jednej bitwie?
– Panie…
Opowiem braciom o tym, co zrobiłeś w pieczarze, jestem pewny, że…
– NIE!
Nie potrzebuję niczyjej łaski!
Prymarch
zaczął się nieco uspokajać.
– Nie,
Forrixie… Moi wojownicy nauczą się jeszcze kto jest ich prawdziwym dowódcą… A
póki co…
Odsłonił
połę namiotu i stanął przed nim wyprostowany, tak, aby mogła go widzieć
najbliższa grupka Astartes.
– ZA
IMPERATORA!
Ton okrzyku
absolutnie nie zdradzał śladów niedawnej furii. Był chłodny i pozbawiony
emocji. Jak zawsze. Odpowiedział mu ryk setek gardeł.
Ciężko jest kiedy ktoś zabiera Ci chwałę. Nie wszyscy jednak potrafią zacisnąć zęby i pominąć ten fakt milczeniem.
OdpowiedzUsuńPerturabo też nie potrafił ^^ Jest jednym z siedmiu zdrajców, którzy obrócili się przeciwko swemu ojcu :) Tu mu chciałem tak jakby dać zalążki powodów, dla których mógłby zdradzić ^^
OdpowiedzUsuń"...śmierć ich Królowej zupełnie odebrała im wolę walki." - dlaczego brzmi mi to jakoś znajomo?... :D
OdpowiedzUsuńSpodziewałem się, że lepiej poznamy Perturbaro, tymczasem prawie cały czas tylko walczył. Poprzedniego prymarcha poznaliśmy całkiem dobrze: jego historię, charakter, przekonania, itd. Tutaj tylko na samym końcu dowiadujemy się co nieco o Perturnaro. Walka z larwami nie była zła, ale spodziewałem się, że historia skupi się bardziej na osobie prymarcha.
To jest właśnie moja koncepcja Perturabo :D Zamknięty w sobie, perfekcyjnie opanowany... Przecież nawet Forrix, jego osobisty adiutant się zdziwił, gdy usłyszał, że jego Prymarch umie się wściec... Chodzi o to, że on hoduje w sobie złość, pielęgnuje ją, i w końcu - zdradzi ^^ Zupełna odwrotność Angrona, który jak się wkurzy, to to pokazuje :P
OdpowiedzUsuń